22 kwietnia 2011

Malokkio i dwa lata bloga :)


Na wstępie się pochwalę :)
Mój blog ma już dwa lata i jest to pierwszy z kilku blogów, jakie miałam, który prowadzę tak długo i wytrwale, choć nie piszę tak często jak bym tego chciała.
Liczę, że nadal będę tu pisać, a jest to wysoce prawdopodobne, gdyż książek już chyba nie przestanę czytać skoro robię to od 11 lat bez przerwy.
Teraz czas na książkę. Wygrałam ją w konkursie urodzinowym Mola książkowego, ale zanim ją dostałam minęło trochę czasu, gdyż wysyłało ją do mnie bezpośrednio wydawnictwo.
Okładka nie mówiła mi nic, a nawet trochę zniechęcała, bo zalatywało dziwną fantastyką. Tytuł? Jakieś dziwne słowotwórstwo. Nazwisko autorki ? Dalej nic. Czas przejść do opisu z tyłu okładki. Niestety tutaj też nic - tylko wzmianka o tym, że pozytywnych bohaterów tam nie znajdziemy.

Zaczęłam więc czytać trochę w ciemno i całe szczęście, bo mogłabym sporo stracić, gdybym zniechęcona odłożyła książkę na półkę.
Ciężko mi powiedzieć co to za gatunek. To połączenie fantasy z kryminałem i powieścią przygodową z ogromną dawką humoru.
Nie ma tu jednego głównego bohatera. Jest ich kilku, a ich losy łączy Malokkio (złe spojrzenie) - księga nowego ruchu religijnego, który oczekuje swojego mesjasza.

Poznajemy 29-letnią Darię, której życie, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt barwne, bo jest samotna i co rusz spotyka się z uszczypliwymi komentarzami znajomych ludzi.
Poznajemy też Marinę i jej sługusa Szczurowatego, którzy szukają mesjasza, kierując się wskazówkami Malokkio, a także moich ukochanych bohaterów książki - Ireneusza i Franciszka - dwóch bezdomnych wplątanych w całą sprawę.
Muszę zacytować tu pewien fragment, który ich opisuje, bo czytałam go kilka razy śmiejąc się pod nosem.

"Łysawy Ireneusz zrobił mądrą minę i podłubał w uchu. Niezupełnie zrozumiał brodatego, ale zdążył się już nauczyć, że jak się go pyta dwa razy, zazwyczaj rozumie się dwa razy mniej. To Franciszek był od myślenia, on co najwyżej mógł się zająć zdobywaniem jedzenia, a i z tego przywileju korzystał rzadko. Nie po to wybrał status menela, żeby teraz zmuszać się do czegokolwiek. Jedynym, na czym mu zależało, był kawałek suchej podłogi. Bez niego czuł się jednak trochę za bardzo bezdomny"

Jednym słowem polecam wielbicielkom zabawnych dialogów, przerysowanych postaci i różnych zagadek. Naprawdę przyjemna lektura, na którą nigdy nie zwróciłabym uwagi w bibliotece, czy księgarni.

8 kwietnia 2011

Z książką na majówkę- już mam!




Okazało się, że Marpil (http://zkafknadmorzem.blogspot.com/) miała ze mną mały problem, bo ciężko mnie było znaleźć w internecie, a ankieta była lapidarna. A ze strzępów informacji wyłoniło jej się akurat to, co powinno ! Jestem niezmiernie zadowolona, bo mam dwa w jednym : książkę o historii najnowszej Europy, opisującą aż 10 wydarzeń oraz książkę podróżniczą o niejednym miejscu :)
Proponuje zwrócić uwagę na zakładkę, która z obu stron ozdobiona jest zdjęciami mojego ukochanego muzyka z cytatami z dwóch piosenek ("Supernaut" i "Believer"), obowiązkowo z wiosennym akcentem :)
Nie wiem, czy zdjęcie samochodu na czekoladzie to przypadek, czy Marpil wyszukała, że interesuje mnie PRL, ale to także strzał w dziesiątkę, nawet długopisy dobrała do mojego notesu, który pojawił się daaawno temu w jednej z notek. To na pewno nie ostatni raz, kiedy biorę udział w zabawie, sprawiło mi to wiele radości :)

Dziękuję Ci serdecznie Marpil za wspaniałą paczkę, a także Tobie, Sabinko za super pomysł !

Archiwista z Łubianki - Travis Holland


Nie oceniaj książki po okładce? To właśnie okładka sprawiła, że po nią sięgnęłam - lekko wypukła, lakierowana gwiazda na tle rosyjskich liter. Jedyne co nie gra to amerykańskie nazwisko, które powodowało we mnie pewne obawy w zestawieniu z tytułem książki. I trochę słusznie.

To opowieść o archiwiście - Pawle Duborowie, który z przymusu podejmuje pracę na Łubiance. Musi porządkować akta pojmanych pisarzy, a gdy nie są już potrzebne, spalać je. Nie jest to dla niego łatwe, gdyż był wykładowcą literatury w Akademii Kirowa, a także jej wielkim miłośnikiem. To historia o wszechobecnym strachu o siebie, o rodzinę i przyjaciół, ale jednak pełna niedopowiedzeń w wielu kwestiach, co pozostawia pewien niedosyt.

Zaletą książki jest to, że dokładnie poznajemy każde odczucie Pawła, historię jego rodziny i przyjaciół, ale niestety razi zbyt powierzchowne dotknięcie tematu komunizmu w ZSRR, a także samego miejsca akcji- Łubianki. Spodziewałam się tego trochę więcej, a tymczasem autor wspomniał tylko o Pakcie Ribbentropp - Mołotow, napaści III Rzeszy na Polskę i braku reakcji w ZSSR. Wydaje mi się, że sama tematyka książki wymusza dokładniejsze zarysowanie rzeczywistości społęczno-politycznej.

Nie jestem książką zachwycona, ale też nie mogę powiedzieć, że zdecydowanie mi się nie podobała. Na pewno nie jest to książka, do której chce się wracać.

PS Zapomniałabym o najważniejszym, co dała mi ta książka ! Paweł Duborow jest wielkim fanem Czechowa, przytacza jedno z jego opowiadań ("Agrest"), co przypomniało mi jak lubiłam "Śmierć urzędnika". Od razu wypożyczyłam sobie zbiór opowiadań.

2 kwietnia 2011

Lot nad kukułczym gniazdem. Lot nad psychiatrykiem.

Dziś notka inna niż pozostałe, bo nie tylko o książce. Do sięgnięcia po nią zachęcił mnie wątek w internecie o tym, jak książki inspirują twórców muzyki. Pojawiła się tam Metallica z Welcome home oraz For whom the bell tolls (inspirowana Hemingwayem). Można dzięki ulubionym piosenkom poznać kultowe książki. Posłuchajcie, żeby poczuć bliżej klimat, jaki towarzyszył mi w czytaniu książki :




Lot nad kukułczym gniazdem to historia złożonej struktury szpitala psychiatrycznego, w którym pacjenci to tylko elementy machiny, której nikt nie może pokonać - Kombinatu na czele z Wielką Oddziałową.
Sytuacja wydaje się zmieniać, gdy do szpitala przychodzi McMurphy - szuler i dziwkarz, który jest zdeterminowany, by podjąć walkę z Wielką Oddziałową i jej zasadami. Nie wie jednak jeszcze, że nie będzie to tak proste jak się wydaje.
Czy mu się uda?
Polecam przeczytać i się dowiedzieć. Nie tylko dlatego, że jest to książka kultowa (także za sprawą filmu z Nicholsonem), ale i dlatego, że to dzieje się naprawdę, także w Polsce.

Opisuje to na przykład artykuł w jednym z ostatnich numerów Polityki (11/2011) "Lot nad psychiatrykiem". To, co dzieje się, a raczej działo w szpitalu w Kocborowie (dzielnica Starogardu Gd.) powoduje, że jeży się włos na głowie. Gdy pacjenci stają się zbyt uciążliwi dla personelu są związywani pasami, poniżani przez noszenie majtek na głowie, wypychani na śnieg w kapciach, by zrozumieć, że ucieczka to zły pomysł, a nawet bici. Kontrola tego szpitala wykazała straszne rzeczy, a personel odbija piłeczkę, winiąc za to siebie nawzajem.
Niestety wiem, że to nie wymysł, bo miałam okazję trochę to środowisko poznać od środka, ale służba zdrowia, czy to w szpitalach psychiatrycznych, czy innych placówkach to temat na kilkusetstronicową książkę.