30 września 2011

Władca much- W.Golding


Po Władcę much sięgnęłam z prostego powodu - trochę głupio nie znać pewnych tytułów, a że objętość niewielka to i czas nadrabiania powinien być krótki. Jednak nie do końca tak było, bo książkę, mimo prostej formy, czytało mi się dość ciężko. Do tego moje wakacyjne lenistwo, które straszliwie wybiło mnie z rytmu czytania książek.

Podczas bliżej nieokreślonej wojny nuklearnej samolot ewakuujący Londyńczyków rozbija się. Przeżywają tylko dzieci, a dokładniej chłopcy w różnym wieku. Muszą odnaleźć się w nowej sytuacji, więc ustanawiają pewne reguły - wybierają wodza, ustalają plan dnia oraz korzystają z dobrodziejstw rajskiej wyspy.
Jednym słowem tworzą miniaturowe społeczeństwo. Wódz - Ralf za priorytet uznaje podtrzymanie ognia, komunikującego przepływającym okrętom o obecności rozbitków na wyspie, jednak nie każdy rozumie jakie to ważne. Jack także pretenduje do miana wodza, jednak jego priorytetem są polowania i dobra zabawa. Atrybutem władzy jest tu koncha- piękna biała muszla, znaleziona tuż po przybyciu na wyspę przez chłopców i, mimo posiadania jej przez Ralfa, Jack zdolny jest do zdobycia władzy nad częścią chłopców, bazując na najprostszej ludzkiej potrzebie - głodzie.

Książka pokazuje zachowania człowieka w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim w moim odczuciu - jego zezwierzęcenie oraz konflikt na linii jednostka- grupa. To przerażający obraz ludzi postawionych w sytuacji kryzysowej. Wywołuje to refleksję jak my, na co dzień żyjący w społeczeństwie, opanowani, zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Czy wyzwoliłaby ona zachowania z freudowskiej sfery Id ? Myślę, że warto przeczytać książkę i się nad tym zastanowić.

15 września 2011

Turcja - półprzewodnik obyczajowy


Moje pierwsze głębsze spotkanie z Turcją miało miejsce na pierwszym roku studiów na wykładach z historii powszechnej z pewnym wspaniałym profesorem.
Miał on fioła na punkcie tego kraju, więc większość z nas drżała ze strachu przed wylosowaniem pytania o powstanie Republiki Tureckiej. Gdy jednak ktoś miał tego pecha, profesor wymownie pokazywał na ścianę, gdzie wisiał szalik z podobizną Ataturka.

Gdy więc dostałam propozycję recenzji książki wydawnictwa Nowy Świat, postanowiłam pogłębić wiedzę zdobytą na wykładach.
Mówiąc krótko - nie zawiodłam się. Autorki jak z karabinu strzelają stereotypami o Turcji i Turkach, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Przyznam, że sama byłam zaskoczona. Oto kilka z nich :

*Kebab w bułce? Nie, prawdziwy tylko na talerzu
* Niscy, śniadzi faceci? Jest wielu bardzo wysokich rudzielców i blondynów
* Kobiety - niewolnice? Dostały prawa wyborcze przed Europejkami.
* Chałwa turecka? Tak, ale na stypach.

Wiele, wiele innych ciekawostek znajdziecie w tej książce - życie codzienne Turków, ich nałogi, jedzenie, polityka (coś dla mnie, podobało mi się :) ), Islam, rodzina, stroje, muzyka - jednym słowem WSZYSTKO.

Mimo zachwytu nad książką i Turcją, nie wiem czy pojechałabym tam po tym jak autorki napisały, że w Turcji wszystko pędzi jak szalone - zero planowania, życie w biegu, ogromny ruch.
Na razie chyba poprzestanę na odwiedzeniu małego tureckiego sklepiku w centrum Wrocławia :)