Jak pewnie większość z Was losy Marka Edelmana znam z książki Hanny Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem". Bardzo ją lubię, dlatego też wypożyczyłam "I była miłość w getcie". Książka jest inna, pokazuje coś, co jest piękne- miłość, ale ma także tragiczne oblicza, chwytające za serce.
Pytali go o wszystko, o wojnę, o powstanie, o Żydów, ale nie pytali o miłość i o tym postanowił nam opowiedzieć.
Opowiadanie jest dosyć chaotyczne, ale mimo wszystko zrozumiałe. Dużo postaci oraz wydarzeń znamy już z książki H.Krall i tutaj możemy je sobie przypomnieć. Warto przeczytać i to zdecydowanie, bo książka prezentuje nam coś, z czym spotykamy się na co dzień, ale w niecodziennych, wojennych realiach. Piękna, czysta i chwytająca za serce Miłość.
"Przede wszystkim trzeba pamiętać o jednym: czym był Holocaust. To nieprawda, że to była sprawa tylko żydowska. To nieprawda, że to była sprawa tylko tych kilku szmalcowników. Czy kilkunastu. Czy kilkudziesięciu. Czy kilkuset. To nieprawda, że to była sprawa stu, czy dwustu tysięcy Niemców, którzy osobiście brali udział w tych mordach. Nie, to była sprawa Europy i sprawa cywilizacji europejskiej, która stworzyła fabryki śmierci. Holocaust jest klęską cywilizacji. I niestety ta klęska nie skończyła się w 1945 roku"