Przeglądając
stronę, na której piszę, trafiłam na bardzo ciekawy artykuł.
Napisany z polotem i finezją, krótki, lecz treściwy. Ciekawe kto
go napisał. Zaraz, przecież to ja! Sprostowanie: ja po dwóch
głębszych.
Ile
razy słyszeliście, że alkohol to niezastąpiony przyjaciel
każdego, kto tworzy?
W
swojej książce „Alkohol i Muzy. Wódka w życiu polskich
artystów” Sławomir Koper opisuje rolę trunków w twórczości
tych największych. A, jak wszyscy doskonale wiemy, była to rola
niemała. O tym nie usłyszycie na lekcjach języka polskiego.
Po
wstępie, opisującym historię spożywania alkoholu w Polsce przez
władców i twórców wszelkiej maści, autor z właściwą sobie
lekkością opisuje życie Stanisława Przybyszewskiego. Człowiek,
nazywany przez Niemców geniuszem, zmagał się z problemem
alkoholowym przez całe swoje życie. Nie potrafił zabawić dłużej
w jednym miejscu, dzieci niespecjalnie go interesowały, a pieniądze
znikały z jego kieszeni równie szybko co wódka z kieliszków. Jest
doskonałym przykładem niszczycielskiej siły nieumiejętnego
dawkowania procentów.
Kolejnym
bohaterem, niemal zawsze tworzącym pod wpływem środków
odurzających, jest Stanisław Ignacy Witkiewicz. Na jego portretach
możemy zobaczyć tajemnicze litery, oznaczające to, czego zażywał
podczas pracy. I tak C to alkohol , Co- kokaina, Cof – kofeina,
F.ZZ. - fajka z zaciąganiem się, a ET – eter. Skrót N z cyfrą
informował o długości abstynencji alkoholowej, NP nikotynowej, a
z.z o tym, że portret kobiecy powstał zamiast zgwałcenia.
Witkacy
znany był także ze swojego uwielbienia do piwa: „Piwo tylko pite
nałogowo (po kilka bomb do kilkunastu nawet dziennie) daje
niebanalne wyniki: ożywienie i wzmożenie wytwórczości (w
przeciwieństwie do senności, którą wywołują małe dawki u
początku 'piwozy')”.
W
czasach międzywojnia na ulicach Zakopanego działo się wiele, o czym
możemy przeczytać w rozdziale „Bachanalia pod Giewontem”.
Momentami trudno się nie uśmiechnąć. Sami zobaczcie jak Kamila
Witkowskiego (plastyka) wspominał Zdzisław Czermański:
"[...]
od razu mogłem przekonać się, że to nie byle jaki typ pijaka, bo
Witkowski wszedł do cukierni z indyczką, którą prowadził na
długiej, kolorowej wstążce. Usiadł przy stole [...], posadził
indyczkę na krześle i zamówił dwa razy po pół czarnej. Indyczka
wydawała z siebie głośne dźwięki.
- Marianno - mówił
Witkowski - ja cię rozumiem, ale nie denerwuj się. Ci, co tu siedzą
wkoło nas, też są ludzie. Brzydcy, bo brzydcy i hałaśliwi, ale
ludzie. Bądź grzeczna i wypij kawę, bo inaczej nie dostaniesz
wódki".
Podobne
historie miały miejsce z udziałem Gałczyńskiego, Jaracza, Tuwima
czy Wierzyńskiego.
Ciężko
mi jednoznacznie określić odczucia po lekturze tej pozycji. Z
jednej strony zabawna, z drugiej zaś przygnębiająca i skłaniająca
do refleksji. Czy bez alkoholu nie mielibyśmy tylu wybitnych dzieł
w polskim dorobku? Czy postać wybitna sama w sobie naprawdę
potrzebuje regularnie podlewać swoją kreatywność? Ciężko
jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, bo znamy przykłady
regularnie pijących geniuszy muzyki czy literatury, ale i nie mniej
zachwycających abstynentów.
Jak
powiedział Alexander Sacher-Masoch: „Alkohol
jest mostem – ale nie drogą”. To chyba najlepsze podsumowanie.