20 lipca 2013

Zerwij z bylejakością, czyli "Sztuka prostoty"

Dominique Loreau zafascynowana sztuką zen wyjechała do Japonii i została tam na stałe.
W swojej książce opisuje minimalizm w życiu codziennym : w stroju, pielęgnacji ciała, domu i diecie.
Mnie do tego daleko, zarówno w garderobie, jak w otoczeniu, toteż chciałam poznać inny punkt widzenia.
Nie powiem, że książka ta zmieniła moje życie. Są porady warte zastosowania (o tym za chwilę), ale też wiele takich, które dla mnie są kompletnym absurdem : jeden posiłek dziennie w niewielkiej miseczce, post, minimalizm w pielęgnacji, polegający jedynie na użyciu oliwy, po czym następuje zachęta do zakupu dobrego podkładu, który, jak wiemy, jest niezwykle naturalny.

"Pusty żołądek sprawia, że myśli są jasne, uszlachetnia umysł i powoduje miłe odczucia"  (?!)
 
Część, którą serdecznie polecam, to ta, która z racji zainteresowań, ciekawiła mnie najbardziej - dieta. Poza kilkoma co najmniej dziwnymi poradami, o których pisałam wyżej, autorka przedstawia coś, do czego każdy z nas powinien, moim zdaniem, dążyć. To minimalizm i prostota w jedzeniu - jedzenie tylko nieprzetworzonej i świetnej jakości żywności.

Przekonuje nas jak ważne jest jedzenie w czystym otoczeniu, w ładnej zastawie.Jedzenie bez pośpiechu, celebrowanie posiłków, ich przyrządzanie.

Reasumując, nie wyobrażam sobie na chwilę obecną wprowadzić wszystkich porad w życie, jednak mimo wszystko warto przeczytać tę książkę i zainspirować się choćby w kilku aspektach naszego życia.

16 lipca 2013

Rzecz o kociej ferajnie czyli "Riko i my".

"(...) ludzie dzielą się na tych, którzy lubią koty, i na tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą."

Chciałabym,żeby to była prawda, ale wiele nieprzyjemnych,rzadko nagłaśnianych, historii pokazuje, że tak nie jest.
Sama nigdy nie byłam wielbicielką zwierząt. W życiu nie zrobiłabym im krzywdy, ale niespecjalnie ciągnęło mnie do ich posiadania.
Do czasu aż moi rodzice przygarnęli małego czarnego kotka. Moją reakcję trudno było nazwać entuzjastyczną. Aż w końcu go zobaczyłam ! Był rozmiaru kuchennego radyjka na stole. Po chwili...
Wsiąkłam już na stałe. Każda wizyta w domu oznaczała niekończące się pieszczoty.

 Przeżyliśmy z nim wiele w ciągu jego króciutkiego życia : ucieczkę, poszukiwania, powrót, wreszcie chorobę, która przez nieudolną diagnozę zakończyła się wiadomym.

Nie mogło mi się zdarzyć nic piękniejszego niż obcowanie z tak wspaniałą istotką jak kot.

Dostałam propozycję zrecenzowania książki Joanny Chełstowskiej i Ludwika Kozłowskiego "Riko i my". Spróbujcie odmówić temu pyszczkowi na okładce :)

Riko - dziko żyjący kot robi rzecz niebywałą w swoim życiu - zbliża się do ludzi. Ba, pozwala się dotknąć, pokazując brzuszek, co jest oznaką niebywałego zaufania.
Z początku ostrożny, zaczyna ufać ludziom i w efekcie sprowadza do ich ogrodu całą swoją nieufną jeszcze rodzinę : Szarosrebrną i ich 4 kociaki.
Powoli oswajają się z nowym domem, ale każdego dnia czeka ich wiele, niekoniecznie wesołych, niespodzianek.
A kocia ferajna stale się powiększa. Swoją drogą...koty muszą mieć specjalny zmysł, bo jak inaczej wytłumaczyć to, że trafiają do dobrych ludzi?
Autorzy bardzo ciekawie opisują stosunki, panujące nie tylko między nimi i kotami, ale także między samymi zwierzakami. Opieka nad słabszymi, walka o dominację, okazywanie wdzięczności ludziom.

"Riko i my" to historia o wspólnym docieraniu się ludzi i zwierząt, zaufaniu,ich przyjaźni, a dla mnie przede wszystkim o dobroci, której przecież teraz tak niewiele.

Polecam kociarzom i wszystkim, którzy być może kiedyś nimi zostaną, dzieciom i każdemu, kto chce się zrelaksować przy przyjemnej książce.
Ja sama na pewno kiedyś przygarnę kotka, nawet jeśli nie zostanę starą panną :)

A teraz trochę uśmiechu :