15 grudnia 2011

Dziewczyny na wojnie





Dziś wyjątkowo chciałabym opisać dwie książki na raz ze względu na ich jednakową tematykę.
Książka Swietłany Aleksijewicz to zapiski z rozmów z radzieckimi kobietami, które brały udział w II WŚ jako żołnierze, ale nie tylko - także jako sanitariuszki, kucharki, praczki. Dopiero wkraczały w dorosłość, miały po kilkanaście lat. Same zgłaszały się do wojska, często podstępem. Opisy ich przeżyć są bardzo dokładne i dosadne, choć, jak przyznaje sama reporterka, nie było łatwo dotrzeć do nich i skłonić do wspomnień. Zwykle na początku opisywały wojnę taką, jaką znamy z filmów - wojnę mężczyzn, pomijając swoje zasługi, odznaczenia, emocje.

Podczas Wrocławskich Promocji Dobrych Książek miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z autorką i chciałabym powiedzieć tym z Was, którym podobała się książka, że pani Swietłana pracuje teraz nad książką o wojnie, widzianą oczami dzieci. Sama nie mogę się doczekać, bo to, co wspaniale opisuje jej twórczość to, to, że, jak mówi, "Nie kocha wielkich idei, tylko małego człowieka".

"Dziewczyny wojenne" natomiast to zbiór wspomnień 11 polskich kobiet , które działały w WiN, AK, szeroko pojętym polskim podziemiu. Znajdziemy wśród nich córkę Marszałka Józefa Piłsudskiego - Jadwigę,która jako jedyna w rodzinie urodziła się w Polsce niepodległej, Halinę Wittig, odznaczoną medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata, Dzidzię Rajewską, która tuż po własnym ślubie została aresztowana.
Każda z tych kobiet żyje do dziś, gdyż takie kryterium przyjął autor, każda przeżyła własną wojnę.

Bardzo się cieszę, że są takie książki, które pokazują, że wojna to nie tylko męska sprawa, że to nie gra komputerowa, że ginie w niej zawsze czyjś syn, ojciec, brat, córka, żona. W wielu z tych historii przewijały się opowieści o tym, jak nasze bohaterki ratowały życie Niemcowi, czy Rosjaninowi, który nie myślał o ideałach, a o tym, że tam gdzieś została jego żona i córka i być może już nigdy ich nie zobaczy, często też wielu z nich było w armii z przymusu , nie z wyboru. Wbrew pozorom nie zawsze ważne jest kto Niemiec, kto Rusek a kto Polak.

10 grudnia 2011

Rodzinnych ciepłych świąt - M.Parus

Okna kuchni pokrywa para z gotujących się bez przykrycia warzyw na sałatkę, powietrze wypełnia słodki aromat pierniczków i kruchych ciasteczek ułożonych w wielkiej, przykrytej nawoskowanym papierem misie.

I tak zaczyna się opis każdej Wigilii w domu Leny. Nie oznacza to, że każda Wigilia jest taka sama. Z każdym rokiem przynosi coraz to nowe zmiany - coraz większe zaznaczanie swojej obecności w domu przez Bronię - teściową Leny, jej coraz większy wpływ na syna oraz kłótnie małżeńskie Leny i Grzegorza.
Z pozoru mają wszystko - wprowadzili się właśnie do nowego domu, na brak finansów w żadnym razie nie mogą narzekać, mają dwie piękne córki, które co roku zasypywane są górą prezentów spod choinki.
Jednak z każdym rokiem rodzina gubi magię świąt, niczym choinka z okładki gubi igły, aż do smutnego finału.

Przez niewielkie okno wpadają do kuchni promienie wiosennego słońca, zbyt nieśmiałe, żeby Kamila mogła obyć się bez sztucznego światła, kiedy układa wędliny na półmisku.

Kamila to siostra Leny, która potępia siostrę za kupowanie części potraw na święta, za zbytnie rozpuszczanie dzieci, w duchu jednak zazdrości jej Grzegorza, który zapewnia dobrobyt żonie i dzieciom. Sama wyszła za Henia - ciapowatego pantofla, którego jednak kocha. Synkowi nie pozwala się przemęczać, bo biedaczek studiuje i musi odpoczywać w wolne dni, bynajmniej nie ucząc się do jednego z wielu warunków na studiach, na które oczywiście nie zasłużył. Kamila jednak co roku uśmiecha się, bo jak można zepsuć święta kłótniami o takie bzdury jak siostra Henia i jej dziecko?

Ta książka zmusiła mnie do refleksji nad świętami. Od dawna mam wrażenie, że Katolicy zgubili ich istotę, być może nawet nigdy jej nie pojmowali, wychowując się w domach pełnych pozorów. Po co cieszyć się z narodzin Chrystusa, skoro można puścić Last Christmas, pochodzić po marketach, postać w kilometrowych kolejkach, żeby zastawić się i pokazać przed rodziną i na zmęczoną kilkudniową harówką twarz przykleić sztuczny uśmiech, bo przecież święta to czas radości.
Tak, nie znoszę świąt, bo wtedy zostaję zasypana zwiększoną dawką sztuczności, która wylewa się zewsząd.
Właśnie to pokazała Magda Parus - nerwówka, pęd nie wiadomo za czym, życzenia z nutką, a może nawet pięciolinią złośliwości. Pokazała, że często rodzinne i ciepłe święta są takie tylko na obrazkach w telewizji, rzeczywistość nie jest tak kolorowa.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Muza.

26 listopada 2011

Top 10 - Dear Santa... - wymarzone prezenty





Kiedy przyłączyć się do tej świetnej akcji jak nie teraz? Przedświąteczny klimat wkracza na ulice i do sklepów, a ja z każdą wizytą w księgarni mam ochotę wynieść setki pozycji.
Mikołaju, jeśli to czytasz, to proszę tylko o te 10 ! (Drugie 10 wyślę pocztą w okolicach gwiazdki)
Odkąd mieszkam sama, lubię gotować. No dobra, odkąd mam blender, który robi wiele za mnie :D Przydałaby mi się jakaś książka z ciekawymi i szybkimi przepisami, opatrzona pięknymi fotografiami.



Naukę tego języka planuję już od dobrego roku, może więcej. Niestety na znajomości radzieckich pieśni jak na razie się skończyło. Brak czasu, pewnie i motywacji.

To już nie tajemnica, że kocham Audrey miłością bezgraniczną.
Oglądałam program Martyny na TVN i chętnie przeczytałabym historie jego bohaterek. Martyna urzekła mnie swoim zrozumieniem dla wyborów życiowych, które w naszej części świata nie są powszechne.
Dlaczego Jeden dzień? Nie, nie, nie urzekła mnie fabuła, wspaniały opis i rekomendacje. Urzekł mnie plakat na moim przystanku autobusowym. Moja ukochana Anne i jej buty. Cała fotografia jest tak śliczna, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Potem fabuła - intrygująca, chętnie poznam.
Kocham okres II RP, więc taki ładny pakiet na półce jest mi absolutnie niezbędny. Podobało mi się "Życie prywatne elit II RP" i podejrzewam, że z pozostałymi byłoby podobnie, gdyż pan Koper świetnie potrafi oddać klimat epoki.
To chyba nie wymaga komentarza z mojej strony.
Po wywiadzie w magazynie Książki i po opisach tej pozycji jestem jej bardzo ciekawa. Uwielbiam takie mroczne okładki.


Co tu dużo mówić? Rockandrollowy styl życia to coś co lubię :) Może niekoniecznie w moim własnym wykonaniu, ale w wykonaniu dwóch bohaterów mojej listy życzeń. Ich historie zawsze dostarczają mi wiele śmiechu.






Krótko - moja tematyka.
Właśnie kończę lekturę "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i chętnie przeczytałabym coś jeszcze. Dodatkowo zachęcają mnie pozytywne recenzje.

24 listopada 2011

Światła września - C. R. Zafon


Lata 30-te, Francja. Po śmierci głowy rodziny pani Sauvelle i dwójce jej dzieci- Irene i Dorianowi, delikatnie mówiąc, nie powodzi się najlepiej. Do pewnego dnia, gdy sąsiad załatwia jej pracę i mieszkanie u fabrykanta zabawek - Larazusa Janna. Wkrótce okaże się, że ten bajkowy świat maszyn i pięknych wnętrz rezydencji Cravenmoore kryje w sobie wiele niebezpiecznych tajemnic.

Zafon już w pierwszych kilku zdaniach wyjaśnia, że to książka dla młodzieży, ale nie tylko do niej skierowana. Mamy tu także elementy fantastyki, a dwie powyższe rzeczy raczej mnie zniechęcają, niż nakłaniają do lektury. Cóż jednak mam zrobić, że Zafon to Zafon? Zakochałam się w nim po Cieniu wiatru, a Marina przypieczętowała moją miłość. Najmniej z dotychczasowych spodobały mi się właśnie Światła września.

Od początku uderza bardzo kwiecisty język i ciekawa fabuła. Obie te rzeczy w połowie książki zaczęły mnie nużyć - akcja, mimo, że przyspieszała z każdą stroną, męczyła. Coś jednak nie pozwoliło mi odłożyć tej książki- chciałam poznać rozwiązanie tajemnicy mrocznego miejsca i jego mieszkańców. Poznałam i... nic.
Nijak nie zniechęciło mnie to jednak do pisarza, gdyż klimat, jaki buduje w swoich powieściach jest niepowtarzalny i, szczerze mówiąc, bardzo chciałabym zobaczyć ekranizację tej książki, a szczególnie rezydencję Lazarusa. Myślę, że przyciągnęłaby ona do kin nie tylko młodzież, ale także wielu dorosłych.

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu MUZA


20 listopada 2011

Lektor - B. Schlink


Plany były ambitne : przeczytać książkę po raz pierwszy, obejrzeć film po raz drugi, a następnie dodać recenzję porównawczą.
Jestem niestety tylko leniwą sobą i skończyło się na książce, gdyż natłok zajęć skutecznie zabrał mi czas na przypomnienie sobie filmu.
Tytuł coś mi mówił, ale nie wiedziałam co. Dopiero opis z tyłu okładki rozwiał moje wątpliwości: "Tak, to ten film z Winslet". A że film już zapomniałam (to u mnie norma), a wiedziałam, że był świetny, to postanowiłam zobaczyć co mi powie pan Schlink.

A powiedział dużo. Powiedział mi, że nie mam racji, że jest czarne albo białe, bo nie można być trochę w ciąży, pokazał dwie perspektywy, rozterki i trudne wybory.
Akcja rozpoczyna się gdy 15- letni Michael Berg poznaje o wiele starszą od siebie Hannę Schmitz. Zaczynają maraton przygód seksualnych, zawsze poprzedzonych czytaniem dzieł wielkich tego tego świata. Ona ucieka.
Ponownie spotykają się na sali sądowej - on student prawa, ona oskarżona w procesie, dotyczącym zbrodni wojennych. Powiedzenie prawdy o sobie narazi ją na niewyobrażalny wstyd, kłamstwo zaprowadzi do więzienia na długie lata.

Co wybierze i jak się potoczą ich losy? Pewnie to wiecie, a jeśli nie, to warto się dowiedzieć. Pewnie mocno to spłyciłam, ale to dlatego, że nigdy nie chcę Wam pisać za dużo. Uważam, że Schlink dobrze sobie poradził z tematem wojny i rozliczeń nie tylko zbrodniarzy niemieckich, ale też narodu niemieckiego, który nie przeszedł nad wszystkim do porządku dziennego. Pozostał mi jednak jakiś niedosyt. Może, gdy dłużej nad tym pomyślę, dojdę do tego czego mi tu brakowało. Może trochę filozoficznych rozważań? Tak, to mogłoby być to.

9 listopada 2011

Chlib kulikowski. Tylko dla Lwowian - M.Hemar




Podczas ostatniej wizyty w bibliotece naszła mnie ochota na odrobinę poezji. Postanowiłam sięgnąć po mojego ulubionego Herberta po raz któryś z kolei, ale coś innego przykuło moja uwagę. "Tylko dla lwowian" Mariana Hemara. Nazwisko nic mi nie mówiło, ale tytuł spowodował, że wzięłam w ciemno i dobrze, bo pana Hemara znałam, choć nie wiedziałam o tym. A to za sprawą pewnej piosenki, której słów jest autorem :


Ta mała książeczka, mieszcząca się w kieszeni ma w sobie potężna dawkę miłości do Lwowa, ale także tęsknoty za tym polskim miastem, oddanym ZSRR. Lekkie pióro, wiersze zabawne, smutne, ironiczne.
Szczególnie spodobał mi się jeden, akurat na listopad, gdyż 1.11 miała miejsce rocznica obrony Lwowa :

Pogódźcie się, panowie, za sprawą poety.
My przychylimy ucha waszej roztropnej radzie:
Będziemy wspominali Lwów tylko w listopadzie.
Ale wy nam przebaczcie także, że niestety,
Kalendarz lwowski innych trzyma się układów:

Że my mamy dwanaście w roku listopadów.

27 października 2011

Z ukrycia - E. Spindler

Z Ericą Spindler na moim blogu mogliście spotkać się już kilka razy. Zawsze, gdy mam ochotę na wciągający thriller, wracam do niej, powodowana chęcią przeczytania czegoś wciągającego, czegoś na chwilę.

Historia rozpoczyna się w Thistledown w 1983 roku. Trzy przyjaciółki - Raven, Julie i Andie, słysząc dziwna muzykę, dobiegającą z opuszczonego domu, postanawiają się tam zakraść. To, co odkrywają wprawia je w osłupienie. Przez kilka tygodni stają się świadkami sado-masochistycznej, szokującej seksualnej gry dwojga ludzi - kobiety i jej pana.
Przeczuwają najgorsze, widząc, że mężczyzna posuwa się coraz dalej i jak się okazuje słusznie, bo kobieta zostaje znaleziona martwa.

Druga część książki ma miejsce w 1998 roku. Widzimy 30-letnie kobiety, które nadal są przyjaciółkami, a historia sprzed lat uparcie powraca do nich w postaci osób i nie tylko.

Erica Spindler serwuje nam studium psychiki każdego z bohaterów, opisy ich życia prywatnego,a obok tego toczy się nasza historia główna. Jeśli macie ochotę na coś inteligentnego, do przemyślenia, pouczającego to ta książka Wam tego nie da. Jeśli zaś macie ochotę coś połknąć, nie smakować, macie ochotę się wciągnąć w niesamowitą intrygę, to polecam.
Ja, mimo, że zapominam fabułę każdej kolejnej książki tej pani z prędkością światła, zawsze chętnie do nich wracam po zaskakującą i pochłaniającą historię i przeżycia bohaterów, obserwowane kobiecym okiem.

22 października 2011

Nieznośna lekkość bytu - M. Kundera


Dziś kolejna książka z cyklu "trzeba przeczytać", ale i pierwsza od dawien dawna moja książkowa intelektualna uczta.
Można napisać, że to historia Tomasza - czeskiego lekarza oraz Teresy, historia ich docierania się, kolejne kochanki doktora, Sabina, Franz, ale to jednak nie do końca to.
Ta książka to coś więcej, cały sens nadają tutaj przemyślenia autora o ciężarze i lekkości, o ciele i duszy, o seksie, o miłości, o psychice ludzkiej, o codzienności, komunizmie, po prostu o życiu, które jest tylko jedno i ciężko je zaprogramować, tak, by odczuwać satysfakcję i nie odczuwać tej nieznośnej lekkości. Einmal ist keinmal - w końcu jedno to tyle co nic.

Nie chcę pisać nic więcej, bo w tym przypadku wszystko, co napiszę to będzie zbyt mało. Po prostu trzeba to przeczytać powoli, przemyśleć i dostrzec piękno tej powieści. Dziesiątki, setki zdań są wspaniałymi aforyzmami, zachwycającymi prostotą i jednocześnie głębią przemyśleń autora. Do takich powieści się wraca.

11 października 2011

Milczenie - J.C. Wagner



Historia rozpoczyna się w 1974 roku, kiedy to Parssinen brutalnie gwałci Pię Lehtinen. Tak, tak, od początku znamy sprawcę gwałtu sprzed 33 lat, choć nie zna go policja. Nie znamy jednak tajemniczego towarzysza Parssinena, który przygląda się całemu zajściu, choć i na to nie musimy długo czekać.

Problem pojawia się, gdy nad tym samym jeziorem poli
cja znajduje kolejny przewrócony rower i ślady krwi kolejnej dziewczynki - Sinikki. Tym razem jednak ciało nie wypłynęło z głębin i policja prowadzi poszukiwania, zakrojone na szeroką skalę. Włącza się do nich Antsi Ketola - policjant, który prowadził sprawę sprzed lat i kilka dni wcześniej przeszedł na emeryturę.

Akcja książki jest wciągająca, nie dłuży się i często zaskakuje, choćby niekonwencjonalna formą tego kryminału, gdyż możemy obserwować wydarzenia z wielu perspektyw - sprawców zajścia sprzed lat, rodziców Sinikki i policjantów. Nawet zakończenie jest bardzo nieba
nalne i zaskakujące. Utrudnieniem było dla mnie miejsce akcji - Finlandia. Nazwiska i imiona bohaterów brzmiały podobnie i co kilka stron musiałam robić pauzy i zastanawiać się o kim dokładnie czytam.
Autor napisał dopiero dwie książki, ale myślę, że warto mu się przyjrzeć, choć może nas do tego zniechęcać wysyp kryminałów, których akcja ma miejsce w krajach skandynawskich.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu :

30 września 2011

Władca much- W.Golding


Po Władcę much sięgnęłam z prostego powodu - trochę głupio nie znać pewnych tytułów, a że objętość niewielka to i czas nadrabiania powinien być krótki. Jednak nie do końca tak było, bo książkę, mimo prostej formy, czytało mi się dość ciężko. Do tego moje wakacyjne lenistwo, które straszliwie wybiło mnie z rytmu czytania książek.

Podczas bliżej nieokreślonej wojny nuklearnej samolot ewakuujący Londyńczyków rozbija się. Przeżywają tylko dzieci, a dokładniej chłopcy w różnym wieku. Muszą odnaleźć się w nowej sytuacji, więc ustanawiają pewne reguły - wybierają wodza, ustalają plan dnia oraz korzystają z dobrodziejstw rajskiej wyspy.
Jednym słowem tworzą miniaturowe społeczeństwo. Wódz - Ralf za priorytet uznaje podtrzymanie ognia, komunikującego przepływającym okrętom o obecności rozbitków na wyspie, jednak nie każdy rozumie jakie to ważne. Jack także pretenduje do miana wodza, jednak jego priorytetem są polowania i dobra zabawa. Atrybutem władzy jest tu koncha- piękna biała muszla, znaleziona tuż po przybyciu na wyspę przez chłopców i, mimo posiadania jej przez Ralfa, Jack zdolny jest do zdobycia władzy nad częścią chłopców, bazując na najprostszej ludzkiej potrzebie - głodzie.

Książka pokazuje zachowania człowieka w trudnych sytuacjach, a przede wszystkim w moim odczuciu - jego zezwierzęcenie oraz konflikt na linii jednostka- grupa. To przerażający obraz ludzi postawionych w sytuacji kryzysowej. Wywołuje to refleksję jak my, na co dzień żyjący w społeczeństwie, opanowani, zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Czy wyzwoliłaby ona zachowania z freudowskiej sfery Id ? Myślę, że warto przeczytać książkę i się nad tym zastanowić.

15 września 2011

Turcja - półprzewodnik obyczajowy


Moje pierwsze głębsze spotkanie z Turcją miało miejsce na pierwszym roku studiów na wykładach z historii powszechnej z pewnym wspaniałym profesorem.
Miał on fioła na punkcie tego kraju, więc większość z nas drżała ze strachu przed wylosowaniem pytania o powstanie Republiki Tureckiej. Gdy jednak ktoś miał tego pecha, profesor wymownie pokazywał na ścianę, gdzie wisiał szalik z podobizną Ataturka.

Gdy więc dostałam propozycję recenzji książki wydawnictwa Nowy Świat, postanowiłam pogłębić wiedzę zdobytą na wykładach.
Mówiąc krótko - nie zawiodłam się. Autorki jak z karabinu strzelają stereotypami o Turcji i Turkach, które nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości. Przyznam, że sama byłam zaskoczona. Oto kilka z nich :

*Kebab w bułce? Nie, prawdziwy tylko na talerzu
* Niscy, śniadzi faceci? Jest wielu bardzo wysokich rudzielców i blondynów
* Kobiety - niewolnice? Dostały prawa wyborcze przed Europejkami.
* Chałwa turecka? Tak, ale na stypach.

Wiele, wiele innych ciekawostek znajdziecie w tej książce - życie codzienne Turków, ich nałogi, jedzenie, polityka (coś dla mnie, podobało mi się :) ), Islam, rodzina, stroje, muzyka - jednym słowem WSZYSTKO.

Mimo zachwytu nad książką i Turcją, nie wiem czy pojechałabym tam po tym jak autorki napisały, że w Turcji wszystko pędzi jak szalone - zero planowania, życie w biegu, ogromny ruch.
Na razie chyba poprzestanę na odwiedzeniu małego tureckiego sklepiku w centrum Wrocławia :)

25 sierpnia 2011

Dzień oprycznika - W.Sorokin


To moje pierwsze spotkanie z Sorokinem. W ramach wyzwania podjętego dla samej siebie po raz kolejny sięgnęłam po literaturę traktującą o Rosji.
To powieść futurystyczna - jej akcja ma miejsce w 2027 roku gdy Rosja jest państwem religijnym, odgrodzonym murem od reszty świata, prym na świecie wiodą Chiny, a oprycznina ma wiodącą rolę w kraju, zaraz po wielkim Monarsze.

Na wstępie krótko wyjaśnię czym była oprycznina. To pierwszy swoisty aparat represji w Rosji Iwana IV Groźnego, mający na celu walkę z opozycją cara.
W powieści Sorokina te czasy wracają - tym razem oprycznicy nie nabijają psich głów na kij, a kładą je na swoje lśniące mercedesy.
Wraz z Sorokinem przyglądamy się jednemu dniowi z życia Andrieja Daniłowicza Komiagi - tytułowego oprycznika, który jak przystało na pełnioną funkcję, musi zrównać z ziemią kilka domów, dokonać gwałtu, a w międzyczasie dać sobie radę z potwornym kacem.

Książkę czytało mi się dość szybko, styl pisania dość mocno mnie zmęczył, a i cała historia często zniesmaczała.
Być może to nieodpowiednie zrozumienie tematu, być może po prostu nie mój gust, ale nie zachwyciła mnie ta książka. Muszę sięgnąć po "Cukrowy Kreml". Może kontynuacja "Dnia oprycznika" bardziej przypadnie mi do gustu.

12 sierpnia 2011

Moja relacja - Ozzy w Polsce :)


To było największe i najmniej prawdopodobne do spełnienia marzenie,a jednak się udało.
W grudniu 2010 ogłoszono oficjalnie koncert i sprzedaż biletów. Już na drugi dzień miałam zarezerwowaną strefę Golden Circle pod sceną. Następnie 9 miesięcy czekania, potem 8 godzin podróży, cały dzień siedzenia na kostce brukowej pod Ergo Areną i dobiegłam, zatrzymywana przez ochronę obiektu, do barierek pod samą scenę. Odczekałam 3 godziny, padając z braku wody i bólu nóg. Nagle, przy akompaniamencie Carmina Burana, wyszedł. Od tej pory pamiętam wszystko jak przez mgłę, zszokowana patrzyłam na mojego Mistrza po 11 latach czekania. Wyszedł bez gwiazdorzenia, w świetnej formie, nadal ze wspaniałym głosem.
Zaśpiewał kawałki z solowej kariery (niestety bez Scream - płyty promującej trasę), ale i kilka z repertuaru legendarnego Black Sabbath ( War pigs, Iron man, Paranoid, Rat salad). Jego perkusista - Tommy Clufetos zrobił niesamowite show, bił po bębnach aż miło. Gus G jest jeszcze przystojniejszy niż sądziłam, wspaniały performer. To nie tajemnica, że Ozzy ma nosa do gitarzystów - boski Rhandy, Zakk, teraz Gus.

Był ścisk, zaduch, litry piany i wody z wiader na mojej twarzy, moje żebra po dziś dzień dochodzą do siebie, ledwie się schylam,bo są całe sine, ale było warto. Było to największe marzenie mojego życia, gdy go zobaczyłam, popłakałam się jak dziecko, kolejną noc nie mogłam spać z bólu żeber i szczęścia.

Dostałam więcej niż chciałam, bo, poza cudownym wydarzeniem, mam kostkę Gusa G za wywiad do OzTV oraz oficjalny plakat, promujący imprezę.
Nigdy nie zapomnę tego dnia,Ozzy był dokładnie taki, jakim go sobie wyobrażałam - pełen sił witalnych mimo 63 lat i nadal z elektryzującym głosem.
Najsmutniejszym widokiem była jego choroba Parkinsona, której już pod koniec koncertu nie mógł opanować, szczególnie w okolicach dłoni :(

11 sierpnia 2011

Życie towarzyskie w PRL - C. Prasek





Jak czytamy na okładce, Cezary Prasek to doktor nauk humanistycznych w zakresie socjologii kultury i można powiedzieć, że tym właśnie jest ta książka - analizą socjologiczną społeczeństwa PRL. Znajdziemy tu opisy wiejskich biesiad, spotkań w kawiarniach, festiwali i nie tylko.
To wszystko poznajemy z perspektywy autora, który widział naprawdę wiele.

To bogate kompendium wiedzy dla tych, którzy chcieliby poznać klimat socjalistycznych zabaw, ówczesną modę, fragmenty prasy. Ja, uwiedziona klimatem, słucham w kółko :



O PRL-u czytałam już wiele, ale ciężko pozbyć się odczucia, że PRL = tylko polityka. Ta książka pokazała mi coś, o czym miałam nikłe pojęcie, i to w bardzo przystępny sposób, bo przecież " [...] nie mają racji ci, którzy sądzą, że historia PRL-u sprowadza się wyłącznie do kolejnych plenów partii, zmian na szczytach władzy czy cyklicznych i często krwawych robotniczych prostestów" *

* C. Prasek "Życie towarzyskie w PRL" Warszawa 2011, Bellona, s. 109

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Bellona

4 sierpnia 2011

Śniadanie u Tiffany'ego


Jak nigdy, najpierw obejrzałam film z moją ukochaną aktorką Audrey Hepburn, a dopiero potem sięgnęłam po książkę. To spowodowało, że czytając o postaci Holly Golightly, cały czas miałam przed oczami Audrey, która niczym nie przypominała chłopczycy z krótkimi włosami. No, może figurą.

Sama fabuła książki rożni się w kilku miejscach od filmu, jednak jest równie przyjemna w odbiorze. Mam jednak wrażenie, że samą postać Holly odebrałam lepiej w filmie, niż w książce. Narratorem u Capote'a jest sąsiad Holly i przez to możemy się dowiedzieć o tej postaci tyle, ile zdradziła jemu. Nie muszę zapewne opisywać co i jak, kto z kim, bo większość z Was zna bądź film, bądź książkę.
Ciężko ocenić ją jednoznacznie po obejrzeniu tak doskonałego filmu z najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Mam wrażenie, że gdyby nie ekranizacja, mogłabym dość szybko o niej zapomnieć, ale to już nie będzie możliwe, bo widziałam ja wieeele razy.

1 sierpnia 2011

Życie prywatne elit II RP


Odkąd tylko usłyszałam o tej książce, marzyłam żeby ją przeczytać. II RP to niezwykle barwny okres w historii Polski - walki o granice, tworzenie zrębów demokracji, trudności polityczne i ekonomiczne, a nazwiska postaci tego okresu zna niemal każdy - Józef Piłsudski, Roman Dmowski, Ignacy Paderewski. Właśnie - nazwiska, fakty historyczne, opcja polityczna. W szkole ciężko było spojrzeć na te postaci jak na ludzi z krwi i kości, ludzi ze swoimi słabościami, miłościami, pasjami.
To daje nam niewątpliwie Sławomir Koper. Jak sam pisze, nie szuka taniej sensacji i muszę się z tym zgodzić po przeczytaniu tej książki. Wyraźnie zaznacza co jest niepotwierdzoną plotką, anegdotą, a co wydarzyło się naprawdę.

Bawiłam się świetnie przy tej lekturze, będąc w lokalach, biorąc udział w partiach brydża z postaciami i przeżywając ich miłosne perypetie. Po tej lekturze jeszcze bardziej uwielbiam Bolesława Wieniawę - Długoszowskiego - pierwszego ułana Rzeczypospolitej, poetę, który potrafił z ironią opisywać nie tylko to, co go otaczało, ale także i siebie :

Człowiek mądry był jak rabin,
Na szczyt wiedzy się piął,
Do ręki wziął karabin,
A mądrość diabeł wziął. [...]

Dandysem był w Krakowie
Podbijał serca w mig,
Poleżał w mokrym rowie
I cały szyk gdzie znikł.

Rozdział o nim zdecydowanie podobał mi się najbardziej.
Nie mogę nie wspomnieć także o Józefie Piłsudskim, w którego perypetiach odnajduję cześć siebie - jego poszukiwania intelektu w kolejnych partnerkach, stronienie od imprez i nierzadko od ludzi to nieobce mi uczucia.
A propos uczuć - to właśnie one były zalążkiem konfliktu Piłsudski - Dmowski, a dokładniej rzecz ujmując kobieta- Maria Juszkiewicz, późniejsza żona Piłsudskiego. To niesamowite, bo zawsze myślałam, że poróżniły ich inne wizje przyszłego państwa polskiego.

Jednym słowem polecam tę książkę wszystkim, którzy chcieliby spojrzeć na te postaci trochę inaczej niż jako na aktorów politycznych, bo przecież tak spoglądamy na nich od czasów szkolnych. Wprost nie mogę się doczekać aż znowu poczuję tamte czasy, tym razem zapewne wśród elit artystycznych.

11 lipca 2011

Wehikuł czasu- Czerwony rower


Wsiadłam na wehikuł czasu w postaci "Czerwonego roweru", na którym pojechałam do lat 80-tych.
Co widziałam?
Cztery piętnastolatki, które przeżywały jeden z najtrudniejszych okresów w życiu człowieka (niektórzy sądzą, że najtrudniejszy, ale nie wiem) - dojrzewanie.
To Karolina - córka "ubeka", choć nie bardzo wie co to słowo oznacza, Aneta - brzydka zakompleksiona dziewczyna, która nie bardzo przystaje do reszty, Gośka- gruba córka badylarza oraz Beata- szkolna gwiazda, która może mieć każdego chłopaka.
Łączy je przyjaźń, wspólne malowanie paznokci na wściekły róż, czytanie Bravo (ze szczególnym uwzględnieniem opisów pierwszego razu) oraz słuchanie muzyki z kaset.
Jednym słowem - lata 80-te w pełni (choć przyznam, że dziesięć lat później moje dzieciństwo wyglądało niemal identycznie - Bravo, kasety, bazarowe ciuchy, miłość na śmierć i życie do chłopaka z 4 "d" i intrygi przeciw koleżankom oraz pełne napięcia wyczekiwanie na wolne tańce na szkolnej dyskotece).
Po latach te kobiety spotykają się znów, gdyż łączy je niewyjaśniona zagadka rzekomego samobójstwa Anety, którą znaleziono utopioną w bagnie.

Niewątpliwą zaletą książki jest pełne oddanie klimatu lat, których nie znam, ale o których z pasją czytam, a także lekki język i dokładne opisy odczuć, sytuacji.
Sama historia nieco nudnawa, ale na rozpoczęcie wakacji akurat tego potrzebowałam - rozkręcenia mojego mózgu i przygotowania się na dużą dawkę liter w nadchodzące trzy miesiące.
Tymczasem nie opuszczam wehikułu, gdyż obecnie przebywam w II Rzeczpospolitej :)

7 lipca 2011

Audrey Hepburn - uosobienie elegancji

Czy ktokolwiek zna lepszy synonim dla słowa elegancja jak Audrey Hepburn? Ja nie. Zachwyca mnie jej piękno, każdy film, w jakim ją do tej pory widziałam, jej prosty ubiór, który zyskuje dzięki olśniewającej urodzie, zachwyca mnie jej nieograniczona dobroć i chęć pomagania innym.

Po obejrzeniu filmów, zakupie części garderoby z wizerunkiem ikony przyszedł czas na biografię. Wybrałam tę pisaną przez syna Audrey i bardzo słusznie, bo któż mógł znać ją lepiej?
Opisuje jej dzieciństwo - przeżytą wojnę, dziecięce choroby, które "ukształtowały" jej sylwetkę, którą zachwycał się świat, ale przede pokazuje nam osobę skromną, przypisującą innym zasługi za swoją oszałamiającą karierę, osobę o wspaniałym sercu, która ostatnie lata swojego życia poświęciła dzieciom, choć do końca nie mogła zrozumieć dlaczego to one doświadczają tyle złego.

Książka to przede wszystkim album ze zdjęciami, których nie znajdziemy w internecie - zdjęcia rodzinne, te wykonywane w studio przez profesjonalistów oraz kadry z filmów. Zachwycają tak jak cała ona. Nie znam tak pięknej kobiety i marzę, żeby choć w połowie być taka jak ona - pełna miłości do innych i elegancka bez wkładania w to wysiłku.

25 czerwca 2011

Mam już swoją paczkę na wakacje :)


Co prawda moje wakacje rozpoczną się dopiero 8 sierpnia wraz z wyjazdem na koncert Ozzy'ego (pielgrzymka mojego życia!), ale w leniwe lipcowe dni bez uczelni mam już co czytać.

Wczoraj odebrałam awizo i dziś z rana poleciałam na pocztę pewna, że czeka tam na mnie wymiankowa paczka i się nie pomyliłam. Oczywiście otworzyłam ją od razu po złapaniu w ręce, byle tylko zobaczyć tytuł. Hm "Kokon" ? Nie znam. Ale zapowiada się bardzo ciekawie- seryjny morderca, nagradzany autor, postać komisarza, który pojawia się w innych książkach - to lubię :)

Nie mogę nie wspomnieć o pięknej zakładce, która połyskuje delikatnie metalicznym srebrem, ma piękne zdjęcie, a także aforyzm, który idealnie do mnie pasuje: "Praca jest modlitwą ciała". W sam raz dla ambitnej osoby, która zawsze chce być lepsza i lepsza od.. siebie :)
Do tego ogromna ilość słodyczy, które uwielbiam i z chęcią spałaszuję.

Za paczkę bardzo dziękuję Zosi z bloga http://magiapisanegoslowa.blogspot.com/ , a Sabince tradycyjnie za zorganizowanie wymianki.

15 czerwca 2011

Uśmiech Lwowa - K.Makuszyński

Z książek dla dzieci już dawno wyrosłam, ale Lwów w tytule od razu skusił mnie do kupna tej małej książeczki. Ostatnio to mój temat numer jeden, a zarazem największe marzenie podróżnicze, które planuję niebawem zrealizować.

To opowieść o Michasiu - osieroconym chłopcu, mieszkającym z rodzicami kolegi, który pewnego dnia dostaje wierszowany list - wskazówkę. Musi odnaleźć pewne miasto, a w nim czekać na dalsze instrukcje. Już od pierwszych chwil we Lwowie (po tytule nietrudno było rozwiązać zagadkę z listu) jest zdziwiony uśmiechem każdego mijanego przechodnia i tym jacy mieszkańcy są pomocni, a z każdą godziną i wskazówką od tajemniczej postaci poznaje coraz więcej zakamarków tego pięknego miasta.

Kim jest ta postać? Nietrudno się było domyślić po pierwszych parunastu stronach, ale to w końcu książka dla dzieci.

Grunt, że zdobyłam kilka ciekawych opisów miasta, poznałam krótką historię kilku miejsc, postaci związane z miastem i było mi dane przeczytać przepiękne, emocjonalne słowa o Lwowie, wygłoszone z ust jednego z bohaterów.

PS Jeżeli macie ochotę przeczytać ten króciutki utwór, znalazłam link na stronie o Lwowie :

8 czerwca 2011

Marina - Carlos Ruiz Zafon


To moja druga, po "Cieniu wiatru", książka tego autora.
Poprzednią byłam zachwycona, mimo że z nieznanych sobie do dziś powodów 100 stron przed końcem odłożyłam ja na półkę i tam już została. Znajome nazwisko skłoniło mnie do zapoznania się z "Mariną".

To z jednej strony historia o miłości dwojga młodych ludzi, a z drugiej dawno zapomniana tajemnica, która ożywa na nowo w Barcelonie końca XX wieku za sprawą Oscara i Mariny.
Pewnego popołudnia postanawiają oni śledzić damę w czerni, która nie wiedzieć czemu przychodzi na cmentarz zawsze w ostatnią niedzielę miesiąca. Tego dnia całe ich życie się zmienia, gdyż powoli zaczynają zbierać części wielkiej układanki, jaką jest historia Michala Kolvenika - człowieka owianego niegdyś legendą, nieodgadnionego, a dziś już dawno zapomnianego przez miasto.

Od pierwszych stron byłam zauroczona wspaniałymi opisami miasta, o którym wiem tak niewiele, wielka zagadką, która z każdą stroną była coraz bliżej rozwiązania, ciekawą, choć trochę oklepaną już, historią miłości dwojga nastolatków.

Potem nie było już tak kolorowo. O ile historia Oscara, Mariny i Germana- jej ojca, a także pałacyku na Sarria bardzo mi się podobała, o tyle rozwiązanie zagadki Kolvenika sprzed lat z każdą stroną było coraz bardziej nieprawdopodobne i, cóż, nużące. Nie będę tu opisywać o które dokładnie momenty mi chodzi, aby nie psuć innym zabawy, powiem tylko krótko, że mówię tu o manekinach i tym, czym zajmował się Michal.

Bardzo ciężko powiedzieć jednoznacznie, czy książka mi się podobała czy nie, bo przez 2/3 byłam nią zachwycona i gotowa zasypać gradem pochwał na blogu, jednak końcówka i rozwiązanie zagadki bardzo mi się nie podobały.

26 maja 2011

O kobietach dla kobiet- Tysiąc wspaniałych słońc



"Tysiąc wspaniałych słońc" to książka świetnie znana wśród blogerek i powszechnie wychwalana. Po takie lubię sięgać, szczególnie że o szczegółach sytuacji muzułmańskich kobiet wiedziałam niewiele.

To historia dwóch różnych kobiet. Mariam - nieślubnej córki służącej i bogacza. Mieszka sama z matką w fatalnych warunkach i nie ma szans na zdobywanie wykształcenia. Ojciec wydaje ją za mąż w młodym wieku za podstarzałego mężczyznę tylko po to, by nie mieszkała z nim i jego żonami po śmierci swojej matki.
Lajla to dziewczyna z innego środowiska - jej ojciec szanuje matkę i bardzo zależy mu na tym, żeby córka zdobyła wykształcenie. Niestety ich rodzina nie jest już taka sama gdy dwóch braci Lajli ginie podczas wojny.

Te dwie kobiety na pozór różni wszystko : wiek, pochodzenie, marzenia, ale ich losy splatają się za sprawą jednego mężczyzny- Raszida - okrutnego człowieka, któremu obcy jest szacunek dla kobiety.

Wydarzenia są podparte tłem historycznym- wojną w Afganistanie w latach 70-tych, rządami komunistów, potem Talibów, a następnie wydarzeniami po roku 2001, co dodatkowo wzbogaciło mój odbiór książki.

Uważam, że to powieść, którą każda kobieta powinna przeczytać- bardzo wzruszająca, miejscami szokująca i opisująca nam coś, co w naszej kulturze nie ma miejsca: bezbronne kobiety, które po swojej stronie nie mają nikogo, nawet wymiaru sprawiedliwości.

14 maja 2011

Złodziejka książek - M.Zusak

Chyba większość osób czytających książki słyszała kiedyś o tej powieści. Ja też, ale nie było nigdy okazji wypożyczyć jej w bibliotece.
Ostatnio ją znalazłam i w ciemno postanowiłam sprawdzić co to jest. Teraz pędem będę musiała ją kupić, bo moja domowa biblioteczka byłaby bez tej książki pusta.

To opowieść o Liesel Meminger- tytułowej złodziejce książek, której czasy dorastania przypadają na początek II wojny światowej a także o jej rodzinie - tej prawdziwej i zastępczej, o jej przyjaciołach z podwórka i nie tylko. To przede wszystkim powieść o przyjaźni, o wielkiej miłości i poświęceniu w bardzo trudnych czasach.
Narratorem powieści jest Śmierć, co wydawało mi się dość nieciekawym pomysłem, ale pomyliłam się. To nie ta Śmierć - Kostucha, którą sobie wyobrażamy, a Śmierć, która przystaje nad każdą ofiarą i żałuje, że musi ją do siebie zabrać. To także czujny obserwator wydarzeń w Molching niedaleko Monachium.

Każda postać w tej książce bardzo zapada w pamięć i budzi naszą sympatię - Rudy Steiner ze swoim uwielbieniem do J.Owensa, Rosa Huberman, która swą miłość do Liesel okazuje w dość specyficzny sposób (Saumensch ! Za 5 minut widzę Cię w kuchni!), Papa Hans Huberman , dzięki któremu Liesel mogła przeczytać swoje skradzione książki, a także poznać piękno dźwięków akordeonu, Żyd Max, ukrywany w piwnicy Hubermanów, którzy ponad ryzyko stawiają oddanie i zobowiązania wobec przyjaciół.

Powiem Wam, że ciężko mi napisać coś więcej o tak wspaniałej książce. Musicie mi po prostu uwierzyć, że te dziesiątki pozytywnych opinii to sama prawda. Tego mi brakowało od miesięcy - zamknięcia książki i osuszania łez przy jednoczesnym uśmiechu i zadumie nad piękną historią o strasznych czasach.

PS Mam nowe ukochane słówko, którego teraz nadużywam non stop - SAUKERL :) Ci z Was, którzy czytali książkę wiedzą, jaką rolę ono odgrywa :) A tym, którzy nie czytali polecam się dowiedzieć.

22 kwietnia 2011

Malokkio i dwa lata bloga :)


Na wstępie się pochwalę :)
Mój blog ma już dwa lata i jest to pierwszy z kilku blogów, jakie miałam, który prowadzę tak długo i wytrwale, choć nie piszę tak często jak bym tego chciała.
Liczę, że nadal będę tu pisać, a jest to wysoce prawdopodobne, gdyż książek już chyba nie przestanę czytać skoro robię to od 11 lat bez przerwy.
Teraz czas na książkę. Wygrałam ją w konkursie urodzinowym Mola książkowego, ale zanim ją dostałam minęło trochę czasu, gdyż wysyłało ją do mnie bezpośrednio wydawnictwo.
Okładka nie mówiła mi nic, a nawet trochę zniechęcała, bo zalatywało dziwną fantastyką. Tytuł? Jakieś dziwne słowotwórstwo. Nazwisko autorki ? Dalej nic. Czas przejść do opisu z tyłu okładki. Niestety tutaj też nic - tylko wzmianka o tym, że pozytywnych bohaterów tam nie znajdziemy.

Zaczęłam więc czytać trochę w ciemno i całe szczęście, bo mogłabym sporo stracić, gdybym zniechęcona odłożyła książkę na półkę.
Ciężko mi powiedzieć co to za gatunek. To połączenie fantasy z kryminałem i powieścią przygodową z ogromną dawką humoru.
Nie ma tu jednego głównego bohatera. Jest ich kilku, a ich losy łączy Malokkio (złe spojrzenie) - księga nowego ruchu religijnego, który oczekuje swojego mesjasza.

Poznajemy 29-letnią Darię, której życie, delikatnie mówiąc, nie jest zbyt barwne, bo jest samotna i co rusz spotyka się z uszczypliwymi komentarzami znajomych ludzi.
Poznajemy też Marinę i jej sługusa Szczurowatego, którzy szukają mesjasza, kierując się wskazówkami Malokkio, a także moich ukochanych bohaterów książki - Ireneusza i Franciszka - dwóch bezdomnych wplątanych w całą sprawę.
Muszę zacytować tu pewien fragment, który ich opisuje, bo czytałam go kilka razy śmiejąc się pod nosem.

"Łysawy Ireneusz zrobił mądrą minę i podłubał w uchu. Niezupełnie zrozumiał brodatego, ale zdążył się już nauczyć, że jak się go pyta dwa razy, zazwyczaj rozumie się dwa razy mniej. To Franciszek był od myślenia, on co najwyżej mógł się zająć zdobywaniem jedzenia, a i z tego przywileju korzystał rzadko. Nie po to wybrał status menela, żeby teraz zmuszać się do czegokolwiek. Jedynym, na czym mu zależało, był kawałek suchej podłogi. Bez niego czuł się jednak trochę za bardzo bezdomny"

Jednym słowem polecam wielbicielkom zabawnych dialogów, przerysowanych postaci i różnych zagadek. Naprawdę przyjemna lektura, na którą nigdy nie zwróciłabym uwagi w bibliotece, czy księgarni.

8 kwietnia 2011

Z książką na majówkę- już mam!




Okazało się, że Marpil (http://zkafknadmorzem.blogspot.com/) miała ze mną mały problem, bo ciężko mnie było znaleźć w internecie, a ankieta była lapidarna. A ze strzępów informacji wyłoniło jej się akurat to, co powinno ! Jestem niezmiernie zadowolona, bo mam dwa w jednym : książkę o historii najnowszej Europy, opisującą aż 10 wydarzeń oraz książkę podróżniczą o niejednym miejscu :)
Proponuje zwrócić uwagę na zakładkę, która z obu stron ozdobiona jest zdjęciami mojego ukochanego muzyka z cytatami z dwóch piosenek ("Supernaut" i "Believer"), obowiązkowo z wiosennym akcentem :)
Nie wiem, czy zdjęcie samochodu na czekoladzie to przypadek, czy Marpil wyszukała, że interesuje mnie PRL, ale to także strzał w dziesiątkę, nawet długopisy dobrała do mojego notesu, który pojawił się daaawno temu w jednej z notek. To na pewno nie ostatni raz, kiedy biorę udział w zabawie, sprawiło mi to wiele radości :)

Dziękuję Ci serdecznie Marpil za wspaniałą paczkę, a także Tobie, Sabinko za super pomysł !

Archiwista z Łubianki - Travis Holland


Nie oceniaj książki po okładce? To właśnie okładka sprawiła, że po nią sięgnęłam - lekko wypukła, lakierowana gwiazda na tle rosyjskich liter. Jedyne co nie gra to amerykańskie nazwisko, które powodowało we mnie pewne obawy w zestawieniu z tytułem książki. I trochę słusznie.

To opowieść o archiwiście - Pawle Duborowie, który z przymusu podejmuje pracę na Łubiance. Musi porządkować akta pojmanych pisarzy, a gdy nie są już potrzebne, spalać je. Nie jest to dla niego łatwe, gdyż był wykładowcą literatury w Akademii Kirowa, a także jej wielkim miłośnikiem. To historia o wszechobecnym strachu o siebie, o rodzinę i przyjaciół, ale jednak pełna niedopowiedzeń w wielu kwestiach, co pozostawia pewien niedosyt.

Zaletą książki jest to, że dokładnie poznajemy każde odczucie Pawła, historię jego rodziny i przyjaciół, ale niestety razi zbyt powierzchowne dotknięcie tematu komunizmu w ZSRR, a także samego miejsca akcji- Łubianki. Spodziewałam się tego trochę więcej, a tymczasem autor wspomniał tylko o Pakcie Ribbentropp - Mołotow, napaści III Rzeszy na Polskę i braku reakcji w ZSSR. Wydaje mi się, że sama tematyka książki wymusza dokładniejsze zarysowanie rzeczywistości społęczno-politycznej.

Nie jestem książką zachwycona, ale też nie mogę powiedzieć, że zdecydowanie mi się nie podobała. Na pewno nie jest to książka, do której chce się wracać.

PS Zapomniałabym o najważniejszym, co dała mi ta książka ! Paweł Duborow jest wielkim fanem Czechowa, przytacza jedno z jego opowiadań ("Agrest"), co przypomniało mi jak lubiłam "Śmierć urzędnika". Od razu wypożyczyłam sobie zbiór opowiadań.

2 kwietnia 2011

Lot nad kukułczym gniazdem. Lot nad psychiatrykiem.

Dziś notka inna niż pozostałe, bo nie tylko o książce. Do sięgnięcia po nią zachęcił mnie wątek w internecie o tym, jak książki inspirują twórców muzyki. Pojawiła się tam Metallica z Welcome home oraz For whom the bell tolls (inspirowana Hemingwayem). Można dzięki ulubionym piosenkom poznać kultowe książki. Posłuchajcie, żeby poczuć bliżej klimat, jaki towarzyszył mi w czytaniu książki :




Lot nad kukułczym gniazdem to historia złożonej struktury szpitala psychiatrycznego, w którym pacjenci to tylko elementy machiny, której nikt nie może pokonać - Kombinatu na czele z Wielką Oddziałową.
Sytuacja wydaje się zmieniać, gdy do szpitala przychodzi McMurphy - szuler i dziwkarz, który jest zdeterminowany, by podjąć walkę z Wielką Oddziałową i jej zasadami. Nie wie jednak jeszcze, że nie będzie to tak proste jak się wydaje.
Czy mu się uda?
Polecam przeczytać i się dowiedzieć. Nie tylko dlatego, że jest to książka kultowa (także za sprawą filmu z Nicholsonem), ale i dlatego, że to dzieje się naprawdę, także w Polsce.

Opisuje to na przykład artykuł w jednym z ostatnich numerów Polityki (11/2011) "Lot nad psychiatrykiem". To, co dzieje się, a raczej działo w szpitalu w Kocborowie (dzielnica Starogardu Gd.) powoduje, że jeży się włos na głowie. Gdy pacjenci stają się zbyt uciążliwi dla personelu są związywani pasami, poniżani przez noszenie majtek na głowie, wypychani na śnieg w kapciach, by zrozumieć, że ucieczka to zły pomysł, a nawet bici. Kontrola tego szpitala wykazała straszne rzeczy, a personel odbija piłeczkę, winiąc za to siebie nawzajem.
Niestety wiem, że to nie wymysł, bo miałam okazję trochę to środowisko poznać od środka, ale służba zdrowia, czy to w szpitalach psychiatrycznych, czy innych placówkach to temat na kilkusetstronicową książkę.

25 marca 2011

Majówkowa wymiana u Sabinki



Nie wiem jak Was, ale mnie najbardziej cieszą książki wygrane (ostatnio mam do tego spore szczęście) i otrzymane w prezencie, szczególnie od osoby, która zna moje preferencje.
Obserwowałam uważnie Wasze paczki z poprzedniej wymianki i mocno pozazdrościłam, obiecując sobie, że w kolejnej na 100% wezmę udział. I biorę :)

Dla innych chętnych szczegóły tutaj : http://sabinkat1.blogspot.com/2011/03/z-ksiazka-na-majowke-zasady-zapisy.html

9 marca 2011

Harry Potter i Komnata Tajemnic


Głupio się przyznać, ale jeszcze do niedawna twierdziłam, że seria książek o Harrym jest dla dzieci i młodzieży, a jak dorośli się nią zachwycają to coś z nimi nie w porządku. Pamiętam jak 9-10 lat temu je czytałam, ale teraz ?! Bez przesady.

Przed świętami spotkałam się z przyjaciółką i podczas rozmowy o książkach pojawił się temat Harry'ego i przynam, że zachciało mi się znowu przenieść w ten świat. Nieśmiało poprosiłam ją, żeby pożyczyła mi wszystkie części i nie żałuję, bo nadal wywołuje to we mnie takie same odczucia jak kiedyś, kiedy przeczytałam pierwsze trzy części.

W tej części Harry i jego przyjaciele rozwiązują zagadkę Komnaty Tajemnic, o której nikt nie chce rozmawiać z powodu wydarzeń sprzed pięćdziesięciu lat. Ich motywacja jest powodowana tym, że ofiarami ataków tajemniczego potwora padają bliscy im ludzie.

Książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie, ale jedno straszliwie irytuje : postać Gilderoya Lockharta. Był on jedna z głównych postaci w tej historii, więc złość była tym większa im częściej ten zadufany w sobie, próżny człowiek się pojawiał.
Mam zamiar przeczytać wszystkie części, ale to pewnie trochę potrwa, bo z powodu ich grubości czytam je tylko wieczorami przed snem.

8 marca 2011

Blondynka w Brazylii




No i coś musiało przerwać dobrą serię. Padło na Brazylię.
Już od początku książka była o niczym, zdjęcia też nie robią większego wrażenia.
W porównaniu z Tybetem książka wypada FATALNIE.
Widać, że nie wszystkie były pisane z pasją. Niektóre zapewne po prostu musiały pójść do druku i trzeba było napisac na odwal się, bo innego wyjaśnienia nie mam. Przecież Brazylia to nie jest nudny kraj, prawda ?

2 marca 2011

Blondynka w Tybecie




Z racji tego, że studiuję politologię czytam wiele książek, opracowań dotyczących polityki w różnych państwach. Uzupełniam wiedzę o nowe nazwiska, nazwy partii i daty, ale jednego w tym wszystkim strasznie mi brakuje. Chciałabym zobaczyć jak tę całą politykę odbierają ludzie na co dzień, jak żyją wewnątrz tych sieci, co robią na co dzień, co jedzą. Tego mogę się dowiedzieć z książek podróżników, którzy głównie na codzienności opierają swoje relacje. Jedną z najlepszych w tej dziedzinie jest dla mnie Beata Pawlikowska.

Poza tym, że opisała pokrótce historię Tybetu, buddyzmu i okupacji chińskiej, opisała też codzienność Tybetańczyków, o której miałam dość nikłe pojęcie. Szczególną uwagę zwróciła na ich specyficzne jedzenie : herbatę z masłem i solą oraz wszechobecne mięso jaka, a także na znaczenie duchowości w życiu codziennym mieszkańców.

Bardzo barwne opisy, wiele wspaniałych ciekawostek dla każdego miłośnika podróży na kartkach książek, a do tego mały zbiorek zdjęć. Warto kupować te małe książeczki, których jedyną wadą jest to, że są bardzo krótkie i błyskawicznie się kończą.

18 lutego 2011

Jestem komunistyczną babą !


Słowo- klucz w tytule i nie mogłam się nie skusić na tę książkę.
Postanowiłam przeczytać dziś tylko jeden rozdział, bo jutro o 5:00 nikt za mnie do pracy nie wstanie, ale (nie)stety połknęłam całą w kilka chwil.

Jest to historia Emilii Apostolae, która z rozrzewnieniem wspomina czasy komunizmu w Rumunii. Przeplatają się tu losy jej dzieciństwa i młodzieńczego życia, gdy w końcu spełniła swoje marzenie i wyrwała się ze wsi do miasta, oraz jej obecne życie, które, jak twierdzi, nie jest nawet ćwiartką tego, co miała za komuny.

Lekki język, lekka historia, w której nie znajdziemy opisów terroru i wszechobecnego strachu. Wręcz przeciwnie - będziemy leżeć ze śmiechu. Moim ulubionym fragmentem był opis Caucescu, który poprosił złota rybkę, by zamieniła go w muchę, ponieważ chciał zobaczyć co ludzie naprawdę sądzą o nim i o życiu w Rumunii. Usłyszał między innymi taki żart: "Socjalizm zdecydowanie powstał w raju. Pan Bóg wziął Adama, postawił przed nim Ewę i powiedział : wybieraj.". Drugim zabawnym opisem był wypad Caucescu i jego żony do Egiptu, bo "wszystkie k. mają już buciki z krokodyla, a ja jeszcze nie". I tak we dwójkę oglądali łapy krokodylom, żeby znaleźć w końcu te trzewiki :) Więcej Wam nie powiem, żebyście mieli powód, by sięgnąć po tę świetną książkę.

Po tym zrywaniu boków przychodzi jednak refleksja. Tęsknota za komuną to nie tylko fikcja literacka. Możemy takie głosy usłyszeć obok siebie od ludzi, którzy wtedy żyli, możemy nawet zobaczyć tych ludzi w galerii Komunistycznej Partii Polski, dokumentującej pochód pierwszomajowy. I wtedy uśmiech schodzi z twarzy.