9 lipca 2014

Alkohol i muzy - Sławomir Koper

Przeglądając stronę, na której piszę, trafiłam na bardzo ciekawy artykuł. Napisany z polotem i finezją, krótki, lecz treściwy. Ciekawe kto go napisał. Zaraz, przecież to ja! Sprostowanie: ja po dwóch głębszych.
Ile razy słyszeliście, że alkohol to niezastąpiony przyjaciel każdego, kto tworzy?

W swojej książce „Alkohol i Muzy. Wódka w życiu polskich artystów” Sławomir Koper opisuje rolę trunków w twórczości tych największych. A, jak wszyscy doskonale wiemy, była to rola niemała. O tym nie usłyszycie na lekcjach języka polskiego.

Po wstępie, opisującym historię spożywania alkoholu w Polsce przez władców i twórców wszelkiej maści, autor z właściwą sobie lekkością opisuje życie Stanisława Przybyszewskiego. Człowiek, nazywany przez Niemców geniuszem, zmagał się z problemem alkoholowym przez całe swoje życie. Nie potrafił zabawić dłużej w jednym miejscu, dzieci niespecjalnie go interesowały, a pieniądze znikały z jego kieszeni równie szybko co wódka z kieliszków. Jest doskonałym przykładem niszczycielskiej siły nieumiejętnego dawkowania procentów.

Kolejnym bohaterem, niemal zawsze tworzącym pod wpływem środków odurzających, jest Stanisław Ignacy Witkiewicz. Na jego portretach możemy zobaczyć tajemnicze litery, oznaczające to, czego zażywał podczas pracy. I tak C to alkohol , Co- kokaina, Cof – kofeina, F.ZZ. - fajka z zaciąganiem się, a ET – eter. Skrót N z cyfrą informował o długości abstynencji alkoholowej, NP nikotynowej, a z.z o tym, że portret kobiecy powstał zamiast zgwałcenia.
Witkacy znany był także ze swojego uwielbienia do piwa: „Piwo tylko pite nałogowo (po kilka bomb do kilkunastu nawet dziennie) daje niebanalne wyniki: ożywienie i wzmożenie wytwórczości (w przeciwieństwie do senności, którą wywołują małe dawki u początku 'piwozy')”.

W czasach międzywojnia na ulicach Zakopanego działo się wiele, o czym możemy przeczytać w rozdziale „Bachanalia pod Giewontem”. Momentami trudno się nie uśmiechnąć. Sami zobaczcie jak Kamila Witkowskiego (plastyka) wspominał Zdzisław Czermański:

"[...] od razu mogłem przekonać się, że to nie byle jaki typ pijaka, bo Witkowski wszedł do cukierni z indyczką, którą prowadził na długiej, kolorowej wstążce. Usiadł przy stole [...], posadził indyczkę na krześle i zamówił dwa razy po pół czarnej. Indyczka wydawała z siebie głośne dźwięki.

- Marianno - mówił Witkowski - ja cię rozumiem, ale nie denerwuj się. Ci, co tu siedzą wkoło nas, też są ludzie. Brzydcy, bo brzydcy i hałaśliwi, ale ludzie. Bądź grzeczna i wypij kawę, bo inaczej nie dostaniesz wódki".

Podobne historie miały miejsce z udziałem Gałczyńskiego, Jaracza, Tuwima czy Wierzyńskiego.

Ciężko mi jednoznacznie określić odczucia po lekturze tej pozycji. Z jednej strony zabawna, z drugiej zaś przygnębiająca i skłaniająca do refleksji. Czy bez alkoholu nie mielibyśmy tylu wybitnych dzieł w polskim dorobku? Czy postać wybitna sama w sobie naprawdę potrzebuje regularnie podlewać swoją kreatywność? Ciężko jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, bo znamy przykłady regularnie pijących geniuszy muzyki czy literatury, ale i nie mniej zachwycających abstynentów.

Jak powiedział Alexander Sacher-Masoch: „Alkohol jest mostem – ale nie drogą”. To chyba najlepsze podsumowanie.