26 grudnia 2012

Penguin active reading : And then there were none

Mam podejrzenia, że mogę być ostatnią osobą, która poznała penguiny, ale co tam.

Penguin active reading to znane i lubiane przez nas książki, pisane w języku angielskim, dzięki którym możemy uczyć się angielskiego na 5 poziomach:
1. easystarts 200 słów kluczowych
2. Beginner 300 słów kluczowych
3. Elementary 600 słów kluczowych
4. Pre-Intermediate 1200 słów kluczowych
5. Intermediate 1700 słów kluczowych

To seria cienkich, bogato ilustrowanych książeczek wraz z ćwiczeniami, które pojawiają się co kilka rozdziałów. Często pojawiają się ćwiczenia najbardziej przydatne dla mnie : "Language in use", czyli po prostu gramatyka.

Wybrałam książkę mi znaną, więc pozbawiłam siebie sporej części frajdy w domyślaniu się kto był zabójcą. Recenzji samej treści nie będę zamieszczać, gdyż takowa pojawiła się już na moim blogu.

Książka przypisana jest do poziomu czwartego - pre-intermediate i okazała się dla mnie zbyt łatwa. Nie doceniam siebie  :) Nie poznałam ani jednego nowego słówka, ale za to czytając wszystko ciągiem na pewno ulepszyłam poprawną konstrukcję zdan i pytań, co uważam za obecnie najważniejsze w moim doskonaleniu języka.

Seria tych książeczek zostanie ze mną na dłużej, gdyż mój cel numer 1 na rok 2013 to rozwój intelektualny i zawodowy :) Chciałabym doprowadzić swój angielski do biegłego w piśmie i W SZCZEGÓLNOŚCI w mowie, bo to kuleje zdecydowanie.

PS Do książki dołączona jest płyta, którą tylko przejrzałam. Nie bardzo wiedziałam co i jak, więc czytałam bez niej. Podobno lektor czyta całą treść, choć tej opcji na CD nie mogłam znaleźć. Niedługo biorę się za Sherlocka Holmesa i spróbuję przeczytać go razem z lektorem, co pozwoli mi dodatkowo się osłuchać.

15 grudnia 2012

Erynie - M. Krajewski

Jako rodowita Wrocławianka, uwielbiam twórczość Marka Krajewskiego. Mroczny, brudny Wrocław, zbrodnie i Eberhard Mock.
Jako marząca o Lwowie dzień i noc, musiałam sięgnąć po "Erynie".
I troszkę się zawiodłam.

We Lwowie na początku 1939 roku ginie dziecko. Ginie - mało powiedziane. Zostaje całkowicie połamane i powykręcane żywcem, a potem nakłute szpikulcem.
Komisarz Edward Popielski rozumie niepokój mieszkańców Lwowa, gdyż sam ma 1,5 rocznego wnuka. Mimo, że chce odejść na emeryturę, podejmuje się rozwiązania tej sprawy.

Nie jest on typowym pulicajem - chleje na umór, burdele to jego drugi dom, a swoją pracę wykonuje tylko w nocy, gdyż choruje na epilepsję. Zawsze jednak jest zadbany, ubrany starannie w szyte na miarę garnitury i melonik, a dla rodziny zrobiłby wszystko, o czym mamy okazję przekonać się podczas lektury. To lubię u tego autora - kreację głównego bohatera, którego poznajemy od podszewki.

Mimo wspaniałego kunsztu pisarskiego i dobrego pomysłu, książka dłużyła mi się i nie wciągnęła, tak jak seria o Breslau. Godne podziwu, że Marek Krajewski wspaniale oddał gwarę lwowską oraz swoją znajomość łaciny, jednakże ja, jako nieznająca ani jednego ani drugiego, miałam ogromny problem z odbiorem dialogów.

To, co zatarło średnie wrażenie to prolog i epilog, które wprost mistrzowsko spinają całą historię. Ten mocny akcent na końcu bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i zachęcił do sięgnięcia po inne książki z Popielskim w roli głównej.


23 listopada 2012

Afery i skandale II RP - S. Koper

To kolejna książka Sławomira Kopra, z którą mam do czynienia i kolejna, traktująca o II RP.
Moje pierwsze skojarzenie, jakie nasuwa się, gdy mówimy o tym okresie to patriotyzm, walki o granice, postaci z kręgu kultury.
Jeśli ktoś interesuje się tym okresem wie jednak, że nie był on tak kryształowy.
I właśnie o tym dla odmiany jest ta pozycja - nie o blaskach, lecz o cieniach II Rzeczypospolitej.

Znajdziemy tutaj znane wielu ciemne karty okresu 20-lecia międzywojennego, jak : Bereza Kartuska, Brześć, zabójstwo prezydenta Narutowicza, czy samobójstwo Walerego Sławka, jednakże opisane w niecodzienny, rzadko spotykany sposób. Nie spotkamy tu suchych faktów, a wiele zdjęć, cytatów oraz komentarzy autora.
Mimo, że tym okresem interesuję się od dawna, autorowi udało się wielokrotnie mnie zaskoczyć informacjami, o których wcześniej nie miałam pojęcia.

Warto sięgnąć po tę pozycję, aby przekonać się, że ten okres to nie tylko piękne postawy, godni podziwu ludzie, ale też upadek obyczajów politycznych, zagadki kryminalne i skandale obyczajowe.

Chciałabym, żeby tak wyglądały podręczniki do historii. Może wtedy spotykalibyśmy mniej ignorancji i rażącej niewiedzy wśród młodych ludzi, której przykład możecie zobaczyć w jednym z odcinków programu "Matura to bzdura" - programu, który mnie nie śmieszy, a zwyczajnie wkurza i czasami smuci.




23 października 2012

Powracam ! Zemsta - Sharon Osbourne

O tym dlaczego sięgnęłam po tę książkę nie muszę chyba nawet pisać. Nazwisko na okładce mówi wszystko. Oczywiście po samej książce nie spodziewałam się wyżyn.

Margaret Michaels w pogoni za sławą i wielkim światem wyjeżdża z małego miasteczka do Londynu.
Rzeczywistość nie okazuje się dla niej tak świetlana, jak jej się z początku wydawało.
Nie ma "tego czegoś", co pozwoliłoby jej zaistnieć. Stoi więc za barem u pewnego staruszka i tam poznaje Dereka Stone'a - typowego bad boya, który rychło ją zostawia i to nie samą, a z brzuchem.
Smutne zakończenie? Ależ nie. Z opresji ratuje ją rycerz na białym koniu- brat Dereka, George.

Gdy konieczność porzucenia marzeń staje się dla Margaret coraz bardziej jasna, postanawia zrobić absolutnie wszystko, aby choć jedna z jej dwóch córek zrobiła karierę.
Z naciskiem na jedną, bo nie da się ukryć, że jej podejście do Chelsea- córki Dereka jest o wiele inne niż do córki George'a - Amber.

Książka pokazuje nam rywalizację sióstr, kontrolę matki, a przede wszystkim brutalny świat Hollywoodzkiego show biznesu.
A któż zna go lepiej niż żona Ozzy'ego?





Podsumowując, książka bardzo przyjemna w odbiorze, jednak odbierałam ją tylko podczas wylegiwania się w wannie :)
To, co mnie straszliwie irytowało to opisy seksu- dźgał ją KOGUTEM i temu podobne wywoływały u mnie lekki niesmak pomieszany z rozbawieniem.  (edit: Linka mnie oświeciła, że przecież cock to po angielsku i kogut i penis, toteż wina raczej leży po stronie tłumaczenia. Nie zastanowiłam się nad tym i zwracam honor samej autorce ;)  )

1 października 2012

Kryzys to mało powiedziane

Nie mogę dokończyć żadnej książki. Tyle chciałabym przeczytać, a nie mogę zacząć.
Nie mam pojęcia o co chodzi, ale od parunastu tygodni ten blog woła o pomstę do nieba.
Może ten pierwszy października i czysta karta coś mi ruszą w tym zakresie, bo w końcu wypadnę z obiegu i zacznę czytać tylko paragony !

13 sierpnia 2012

Sextelefon - Jacek Getner




Co tu dodawać do poprzedniej recenzji ? Polecam tak samo jak pierwszą część opowiadań.Lekkie pióro plus wieczór z lampką wina to pomysł na idealnie spędzony czas w samotności (bynajmniej nie tej negatywnie pojętej, takiej nie doświadczam zbyt często).
Znalazły się tu opowiadania chwytające za serce, jak opowiadanie o staruszkach, którzy poznali się w markecie, te, które wzruszały, jak "Nienasz", a także te, które trochę dziwiły, jak tytułowy "Sextelefon".
Sporo z tych opowiadań można przeczytać na stronie Jacka Getnera, do czego Was bardzo mocno zachęcam : http://www.getner.pl/opowiadania.php.
A od siebie proszę o więcej !

10 sierpnia 2012

Ciało - T. Gerritsen




"Zwłoki pięknej młodej dziewczyny przywiezionej do prosektorium nie zdradzają żadnych widocznych urazów ani śladów przemocy. Lekarka sądowa Kat Novak przypuszcza, że kobiet mogła przedawkować narkotyki. Numer telefonu zapisany na opakowaniu zapałek w zaciśniętej dłoni zmarłej prowadzi do prezesa firmy farmaceutycznej Cygnus, która zaprzecza, by miał coś wspólnego z denatką. Tymczasem w tym samym rejonie Bostonu zostaje odnalezione ciało innej kobiety, a w szpitalu umiera kolejna ofiara przedawkowania. Zabił je eksperymentalny narkotyk wytwarzany przez Cygnus? Kat nabiera przekonania, iż tajemnicze śmierci mogą być dziełem seryjnego mordercy, prawdopodobnie wpływowego obywatela miasta. Kiedy jej dom wylatuje w powietrze uświadamia sobie, że jest na właściwym tropie, a zabójca znajduje się bliżej, niż mogłaby przypuszczać..."

To nie było moje pierwsze spotkanie z Tess Gerritsen, ale zdecydowanie mniej udane od poprzedniego. "Skalpel" charakteryzował się wartką akcją i naprawdę ciekawą fabułą, toteż widząc inny tytuł tej autorki zdecydowałam się od razu zabrać się za czytanie.
I czegoś mi tu zabrakło. Pomysł był, akcja niby też, ale jakieś to wszystko mdłe i nudne. Dopiero ostatnie kilka stron książki przerzucałam niecierpliwie, a to chyba nie o to chodzi, by czytać najpierw 200 stron, żeby potem mieć chwilę uciechy. 
O ile cała sprawa narkotyków i zabójstw była jeszcze w miarę ciekawa, o tyle nie mogłam znieść romansu w tle. Przewidywalny, nudny i niesamowicie cukierkowy, psuł dość mocno odbiór.
Nie polecam specjalnie tej książki. Jeśli chcecie poznać tę autorkę, to polecałabym raczej "Chirurga" lub kontynuację- "Skalpel", bo ciężko Wam będzie się rozczarować.

29 lipca 2012

Brzydka miłość-Jacek Getner

"Nie zależy mi na czasie ani na laurce". Dlaczego więc miałabym nie przystać na takową propozycję recenzji? Nie jestem wielką miłośniczką opowiadań, ale mam wrażenie, że to się rychło zmieni.
Pochłonęłam cały zbiór w jeden burzowy wieczór i jest mi mało.

Opowiadania są bardzo krótkie, zaledwie kilka stron każde, ale treściwe. Napisał je pan Getner, ale chyba przede wszystkim życie. Nie dajcie się zmylić tytułowi, nie są to tylko opowiadania o miłości. To wszystko to, co nas otacza, a czego często nie dostrzegamy. Współpracownicy, niekiedy kwalifikujący się do zakładu zamkniętego, sąsiedzi, pan spod śmietnika, szef, ...
Każdy ma swoją historię, która może stać się naszym udziałem, jeśli tylko jej wysłuchamy. Historie te są niekiedy tak zakręcone i niewiarygodne, że nawet najlepszy scenarzysta nie poszedłby tak daleko w swoich fantazjach.

Świetnie spędzony wieczór, chcę więcej i więcej. Cały czas myślę o dwóch opowiadaniach, które najbardziej wryły mi się w pamięć : jedno o rotmistrzu, wyjętym prosto ze zdjęcia z podręcznika historii, który pokazał francuskiemu biznesmenowi co oznacza honor (inna sprawa czy tamten zrozumiał), inne o brzydkiej miłości brzydkich ludzi z zespołem Downa, która, jakby się głębiej zastanowić, wcale taka brzydka nie była.

PS Pół żartem pół serio, dzisiaj mój przyjaciel powiedział mi, że mam więcej perypetii na koncie niż Uganda i powinnam gdzieś to spisać dla potomności. Dlaczego nie? Niech i inni się pośmieją i popłaczą ze mną, może o tym pomyślę.
Ciekawe czy pan Jacek Getner wpadłby na takie pomysły, bo czasami sama nie wierzę w to, co mi się przydarza :)

14 lipca 2012

Opowieści z kołyski - R.Green

3 lata temu przeczytałam część pierwszą matczynych przygód Lary Stone - "Notatki przyszłej matki". Potem szukałam w bibliotekach "Opowieści z kołyski", ale nie było ich, toteż zapomniałam o tym, a i opcja kupna odpadała z uwagi na mój koczowniczy tryb życia i postanowienie : kupuję tylko klasykę i książki, do których będę wielokrotnie wracać. Ostatnio jednak trafiłam na tę pozycję w jednej z wrocławskich filii i, po przypomnieniu sobie mojego wycia ze śmiechu przy części pierwszej, od razu ją wypożyczyłam.

Pierwsza część zakończyła się na tym jak Lara, z właściwą sobie wybuchową mieszanką emocjonalną, udała się na porodówkę. Część druga pomija sam moment porodu. A szkoda, bo to mogłoby być bardzo zabawne, biorąc pod uwagę jej specyficzną narrację. Początkowa faza macierzyństwa jest bardzo trudna dla Lary, która niespecjalnie przepada za swoją nowo narodzoną córką - Parker. Lepiej - oddałaby ją z powrotem, gdyby tylko miała jakiekolwiek pojęcie gdzie.
Nieprzespane noce, obrzmiałe od karmienia piersi, koniec jakichkolwiek wyjść. Z resztą jak tu wyjść, skoro i tak nie może wcisnąć się w jakiekolwiek ubrania sprzed ciąży i musi karmić córkę w każdej chwili, gdy w głośniku elektronicznej niani rozlega się "głos potępieńca".

W końcu, za radą przyjaciółki, Lara postanawia zatrudnić nianię, która miałaby ją choć trochę odciążyć w opiece nad Parker. Spodziewała się drugiej Mary Poppins, ale nic z tego. W drzwiach pojawiła się wielka jamajska kobieta - Deloris, która na domiar złego praktykuje coś na kształt wudu, je tylko zdrową żywność i, w opinii Lary, nie przepada za nią, gdyż uważa ją za złą matkę.
 Ona sama zaczyna się za taką uważać, zwłaszcza, że ma kontakt z innymi matkami na zajęciach "Mama i ja", na które uczęszcza z dzieckiem.
Jakby tego było mało, pewnego dnia w drzwiach staje jej dawno niewidziany ojciec ze wspaniałą nowiną - żeni się z byłą burdelmamą i, nie zważając na długi okres przebywania z dala od życia swojej córki, chce odbudować relacje z nią.

Jednym słowem - młyn. Młyn i ogromna porcja śmiechu.
Jeśli macie ochotę uśpić swój instynkt macierzyński i obrzydzić sobie posiadanie dzieci, zachęcam do przeczytania połowy tej książki. Myślę, że zadziała bez problemu :)

A na zachętę, mój ulubiony fragment :

"Jestem w połowie alejki z ryżem, poszukujący kaszy bulgur, kiedy dochodzi do mnie ostry zapach. Marszczę nos, rozglądając się wkoło.

A to co? Spoglądam na innych i widzę, że ich nosy także są zmarszczone. O, nie.

Mój wzrok wędruje do Parker siedzącej w swoim samochodowym foteliku, umocowanym z przodu sklepowego wózka. Schylam się i wącham jej pupę.

Fuuuuuujjjj.

OK. Natychmiast muszę jej zmienić pieluchę. Zwracam się do mężczyzny poprawiającego ułożone opakowania makaronu, z pytaniem, gdzie znajduje się toaleta, a on kieruje mnie na koniec sklepu, dokąd bez zwłoki się kieruję. Kidy dochodzę do drzwi, orientuję się, że wózek się w nich nie zmieści, rozpinam więc pasy i wyjmuję Parker z fotelika, obejmuje ją prawą ręką, a lewą wkładam pod pupkę, która jest bardzo, bardzo mięciutka i wilgotna.

Wchodzę do toalety - super, mają tu stół do zmieniania pieluch, taki rozkładany, mocowany na ścianie - i pociągam za rączkę. Stół opada, rozkładam na nim podkładkę do zmieniania pieluch marki Burberry. Uśmiecham się do siebie, okazuje się bowiem, że w tym zakresie zaczynam czuć się jak profesjonalistka. Kładę Parker i sięgam po torbę, kiedy zauważa, że mam ubrudzony rękaw. Przyglądam się temu z bliska, po czym odwracam rękę, żeby zobaczyć spodnią część.

Nie.

Cały rękaw w gównie. Jak to się stało? Podnoszę Parker i odwracam ją. W piersi czuję miarowy łomot. Boże. Calutkie plecy ma w kupie. Musiała przecieknąć górną strona pieluchy. Koszulka i część spodenek są brązowe i śmierdzą.

Biorę ją pod pachy, trzymając z dala od siebie i wybiegam z toalety, żeby sprawdzić fotelik: niestety. Stoję tak przez chwilę, oniemiała.

Nie mam bladego pojęcia, co robić.

OK. Spokojnie. Zastanówmy się.

Wracam do toalety, kładę Parker na podkładce i próbuję zebrać myśli.

Tak. Nasączone chusteczki. Potrzebuję chusteczek.

Sięgam do torby i wyciągam pudełko z chusteczkami, natychmiast je otwierając. W środku znajdują się dosłownie 2 sztuki, z których jedna jest całkowicie wyschnięta.

Zapomniałam uzupełnić chusteczki.

Wyciągam te ostatnią i staram się wytrzeć nim rękaw, ale kupka nie schodzi. Olać to. Zwijam rękaw, jak bardzo się da, mając nadzieję, że w ten sposób zapcha nie przeniknie na zewnątrz, a następnie rozbieram Parker. Oczywiście nie mam niczego na zmianę. Wiem, że powinnam zawsze mieć przy sobie zapasowa bluzeczkę oraz spodenki, na wypadek, gdyby przeciekła pieluszka lub gdyby mała zwymiotowała - albo gdyby na środku supermarketu zaskoczył nas potężny atak biegunki - ale ja po prostu nie jestem taka. Wszystkie mamunistki z moich zajęć noszą chusteczki, trzymają smoczki w specjalnych pojemniczkach, żeby się nie pobrudziły, w specjalnych przegródkach noszą maść wysuszającą, dziecięce nożyczki do paznokci, płyn do przemywania, dodatkowe pieluchy, body na zmianę i lekarstwa, których wystarczyłby na wypadek niewielkiej epidemii trądu. Ale ja zwyczajnie nie jestem kobietą z odpowiednio wyposażoną dziecięcą torbą na pieluchy. w mojej torbie znajdziesz raczej butelki z wyhodowana pleśnią, ponieważ zapomniałam je wyciągnąć i wymyć. I dlatego wpadam teraz w panikę.

Grzebię gorączkowo w torbie, szukając pieluch.

'Boże błagam, niech tu będzie jakaś pielucha. Proszę, pielucha, musi tu być'. Znajduje w końcu jedną, starą i pogniecioną, leżącą na dnie torby.

'Dzięki ci, Boże'

Rozbieram Parker i wkładam ubranie do umywalki, a potem zaczynam obmywać ją brązowymi, papierowymi ręcznikami, które znajdują się w pudle na ścianie. Warto wspomnieć, że nie mam pojęcia, co z nią zrobię, jak skończę. Nie mam nawet kocyka, ponieważ nie posłuchałam rady Susan, żeby zawsze mieć przy sobie kocyk. Ale tym zajmę się, kiedy nadejdzie czas. Teraz muszę umyć córce plecy.

Po zużyciu około 25 papierowych ręczników na Parker nie zostaje ani śladu kupy. Zakładam jej pieluchę, brudne ubranie owijając kolejnymi brązowymi ręcznikami i upychając je na dnie torby.

No tak, to dlatego mamunistki zawsze maja przy sobie pusty worek. Jeszcze jedna zagadka rozwiązana.

Podnoszę Parker, która ma na sobie tylko pieluchę, łapię jeszcze garść ręczników i wychodzę z toalety, wracając do naszego cuchnącego fotelika.

- Parker, Parker - szepcze do niej. - Nie mogłaś z tym poczekać, aż wrócimy do domu?

Patrzy na mnie i piszczy..."

29 czerwca 2012

W dżungli życia-B. Pawlikowska

Jak pamiętacie "W dżungli niepewności" niespecjalnie mi się podobała. Postanowiłam zajrzeć do kolejnego poradnika pani Beaty. I bardzo dobrze !

Pomysł na książkę zrodził się z listów czytelników do Beaty Pawlikowskiej na stronie oliwkowo.pl. Zdała sobie sprawę jak wiele osób zgubiło się gdzieś w tytułowej dżungli życia, tak jak ona niegdyś.

Książka podzielona jest na 44 rozdziały, w których autorka porusza bardzo wiele spraw, takich jak : alkohol, papierosy, anoreksja, bulimia, samobójstwo, diety, wybór życiowej drogi (studia), priorytety, marzenia, samorealizacja. Nie jest to czcze gadanie, bo wszystkim tym problemom i dylematom autorka musiała stawić czoła sama.
To nie jest kolejny psychologiczny poradnik  o tym jak być szczęśliwym.  To autobiograficzny zapis wędrówki w kierunku zrozumienia siebie i tego, co w życiu najważniejsze. Wędrówka pani Beaty trwała długo i nie była najprostsza, ale w końcu nadszedł ten etap, w którym znalazła swojego najlepszego przyjaciela- siebie i osiągnęła pełną harmonię.
"Właściwie jest to książka podróżnicza, bo opowiada o mojej najdłuższej podróży- przez życie"

Niesamowicie motywująca książka. Przecież podobno każdy z nas wie, że nasze sukcesy zależą od nas samych, że nie powinniśmy uzależniać swojego życia od innych, że tylko ciężką pracą możemy spełnić swoje marzenia.
Czy na pewno? Listy czytelników oliwkowo.pl, posty na rozmaitych forach i ludzie z naszego otoczenia to najlepszy dowód, że czasami potrzeba nam kubła zimnej wody, aby zrozumieć tak proste z pozoru rzeczy.
Spotkałam się z recenzjami, w których padają opinie, że książka jest infantylna, pełna żalu 15- latki, której "nikt nie powiedział, że..." i pełna durnych porad o tym, że papierosy i alkohol szkodzą. Jeśli te porady są infantylne to skąd kolejki w poradniach psychologicznych, wypełnionych ludźmi z depresją, skąd szpitale pełne anorektyczek, skąd tylu alkoholików? Przecież podobno to takie oczywiste. Warto zrozumieć, że nie dla każdego, więc nawet jeśli jedna młoda osoba po przeczytaniu książki dostrzeże te, z pozoru oczywiste rzeczy, to oznacza,że było warto.

 Polecam serdecznie tę pozycję nie tylko osobom zagubionym, ale także takim leniom jak ja, którym łatwo jest usprawiedliwiać swój brak aktywności w jakiejkolwiek dziedzinie pracą/brakiem czasu/pieniędzy/predyspozycji* zamiast po prostu wziąć się w garść i DZIAŁAĆ.

*niepotrzebne skreślić

29 maja 2012

W dżungli niepewności - B. Pawlikowska

O tym, że Beatę Pawlikowską wprost uwielbiam nie muszę chyba pisać, ale ta książka totalnie nie przypadła mi do gustu. Jako, że w dietetykę "bawię się" od paru ładnych lat, chętnie czytam wszystko, co porusza tę tematykę, przede wszystkim od strony psychicznej.

Książka to zapis rozmów 20-kulku letniej Moniki  i autorki. Dotyka problemów zaburzeń odżywiania, ale przede wszystkim braku samoakceptacji. No i co z tego, skoro pani Beata dzieliła się swoimi doświadczeniami i masą motywujących porad, a Monika (szalenie irytująca mnie Monika!) jednego dnia pisała "Szamanko, teraz wszystko rozumiem, jestem panią swojego życia", a już w następnym mailu pisała, że nienawidzi go i jest słaba. Wszystko to oczywiście po to, by w kolejnym mailu napisać, że może wszystko i będzie nad sobą panować i zmienić zdanie w jeszcze następnym.
Pomijając tę, nadmiernie mnie denerwującą postać, totalnie nie odpowiadała mi konwencja książki, wydanej w formie maili. Strasznie ciężko się to czytało, zwłaszcza, że przy mailach nie było podanych dat i nie wiemy jak szybko moja ukochana bohaterka zmieniała swoje stany psychiczne.

Powiecie, że nie zdaję sobie sprawy jak trudno jest żyć z zaburzeniami odżywiania i nie rozumiem Moniki. Otóż, doskonale zdaję sobie sprawę, lepiej niż mogłoby się to wydawać. Być może ja też jestem tak irytująca, tego nie wiem, bo na szczęście nie widziałam siebie z boku :)

Spróbuję zrobić jeszcze podejście do "W dżungli życia", bo z kilku fragmentów "W dżungli niepewności" wywnioskowałam, że może to być naprawdę wartościowa książka. Tej, opisywanej dziś, nie polecam, chyba, że macie anielską cierpliwość.

15 maja 2012

Faktotum - Ch. Bukowski

Faktotum to opowieść o marnym, z punktu widzenia przeciętnego śmiertelnika, żywocie Henry'ego Chinaskiego. Włóczy się po kolejnych miastach w USA, pracę zmienia średnio raz w tygodniu, ale nie przejmuje się tym, bo na sikacza zawsze starczy. Wynajmuje obskurne pokoje za kilkanaście dolarów, gdzie po paru głębszych z łatwością pisze opowiadania, które potem wysyła do gazet i które nie zostają nigdy opublikowane. Kobiety? Jak najbardziej, jakaś zawsze się kręci, ale nie na dłużej. No, może poza jedną, która świetnie nadaje się do kielicha i do łóżka, ale pójście w tango z innym nie stanowi dla niej najmniejszego problemu.
I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem, przemija sobie życie alter ego autora. Poznajemy tylko jego urywki, opisane niczym klatki z filmu, ale jednak układające się w spójną całość.
Pomyślicie, że to opowieść o codzienności pijaczyny, ale nie - to wiele przemyśleń o życiu, samotności, ambicjach i oczekiwaniach społecznych, napisanych prostym i bardzo dobitnym językiem, dzięki któremu książki się nie czyta, ale pochłania. Lektura ta jest mi bliska pewnie także dlatego, że, mimo, że mam stałą pracę i dość uporządkowane, choć cygańskie życie na walizkach, moja wizja świata niewiele różni się od tego, co widzi i czuje Chinaski :
„Byłem człowiekiem, któremu świetnie służy samotność. Rozkwitałem dzięki niej, a jej brak był dla mnie czymś tak uciążliwym jak dla innych brak wody czy pożywienia. Każdy dzień w którym nie było mi dane jej zaznać, osłabiał mnie. Nie traktowałem tego jako powodu do dumy; raczej jako formę uzależnienia.”

8 maja 2012

Ojciec chrzestny - M.Puzo

Jak zwykle z dużym opóźnieniem, dołączyłam do grona czytelników, którzy poznali to, co stało się już klasykiem literatury i kinematografii, a mianowicie "Ojca chrzestnego".  Opóźnienie spowodowane tym, że ani gangsterka ani mafia nie interesują mnie specjalnie, a właśnie taki ogólny obraz tej książki stworzyłam sobie w głowie. I, delikatnie mówiąc, lekko minęłam się z prawdą.

Druga połowa lat 40-tych XX wieku, USA. Poznajemy rodzinę Corleone - jedną z sześciu wielkich rodzin mafijnych, działających w Nowym Jorku. Jej założyciej - doin Vito Corleone ma 4 dzieci : raptusa Sonny'ego, trochę nieudolnego Freddiego, córkę Connie oraz syna Michaela, który chce mieć jak najmniej wspólnego z interesami swojej familii. Po II wojnie światowej rodzina Corleone jest najpotężniejszym z nowojorskich klanów, jednak jej pozycja zostaje zachwiana po próbie zabójstwa dona Corleone, spowodowanej jego odmową w uczestnictwie w handlu narkotykami, którymi nie chciał się parać.
Gdy ten powoli dochodzi do zdrowia, jego rolę przejmuje porywczy Santino "Sonny", który zamiast chłodnego osądu wybiera ślepą chęć pomszczenia ojca, co wcale nie pomaga rozwiązać napiętej sytuacji i doprowadza do wojny między Rodzinami, ale nie tylko między nimi, bowiem siatka przyjaciół wielkiego dona Corleone sięga daleko poza Rodzinę, a nawet daleko poza Nowy Jork. Przyjaciół zdobywa, wyświadczając im drobne lub większe przysługi i odbierając dług (bynajmniej nie pieniężny) w najbardziej odpowiednim dla siebie momencie, wiedząc, że żaden z lojalnych dłużników nie śmie mu odmówić w obawie przed jego potęgą (w końcu jest specjalistą od składania "propozycji nie do odrzucenia"), a także z powodu wielkiej lojalności wobec niego.

Nie sposób omówić, choćby ogólnie, fabuły, gdyż jest ona tak wielowątkowa, że nikt nie zdołałby doczytać tego postu do końca. Poznajemy nie tylko dona i jego przeszłość, ale także każdego z członków rodziny - jego dzieci ( tu szczególnie warto zwrócić uwagę na zmianę postawy Michaela, który okazuje się być wielką podporą dla Rodziny w kryzysie), Toma Hagena - doradcę (consigliori) dona, jego dwóch caporegime - Clemenzę i Tessia oraz drugie połówki jego dzieci (Kay Adams i Carla Rizziego), a każda postać przedstawiona jest w sposób niezwykle barwny i dokładny.

Mogę z czystym sumieniem polecić tę świetną książkę, zwłaszcza jeśli nadal znajdujecie się w błędzie i sądzicie, że to męska książka o dziwkach i narkotykach oraz gangsterskich porachunkach. To zdecydowanie coś więcej, to opowieść o tym jak wielka jest siła rodziny, przyjaźni, o tym co to honor i lojalność i o tym, że "Za każdą wielką fortuną kryje się zbrodnia", jak głosi motto tej książki, myśl Balzaca.




24 kwietnia 2012

Piramida - H. Mankell i 3 lata bloga

Na wstępie chciałam powiedzieć, że żyję i mam się dobrze. Moja dwumiesięczna nieobecność bynajmniej nie była spowodowana brakiem przeczytanych książek. Wręcz przeciwnie - przeczytałam ich bardzo dużo, ale problem pojawiał się w momencie otwarcia edytora tekstowego - słowa jakoś nie przechodziły przez palce.
I tak z każdą kolejną książką. Cóż, chyba muszę zacząć, żeby sytuacja uległa zmianie i abym nie straciła serca do blogowania, bo właśnie w kwietniu mijają 3 lata, odkąd jestem w czytelniczej społeczności :)





Propozycję recenzji Piramidy otrzymałam od Biblioteki akustycznej. Skusiło tylko nazwisko Mankella, bo nie jestem fanką audiobooków, a opowiadań tym bardziej.
Na szczęście te teksty były o tyle długie, że mogłam spokojnie podążać za akcją.

W zbiorze opowiadań Piramida Mankell przedstawia nam młodzieńcze lata Kurta Wallandera - jego początki pracy w policji, poznanie Mony i narodziny jego córki Lindy, która w późniejszych powieściach jest już dorosłą kobietą. Bardzo dobry pomysł, jednak to mi nie wystarczyło.
Opowiadania nie porywają jakoś szczególnie pod względem zagadek kryminalnych, jednak co powieść to powieść. Mankell nie zawiódł jednak w jednej rzeczy, za którą tak go uwielbiam - w barwnych opisach przeżyć i rozmyślań bohatera.

Przeszkodą dla mnie była forma audio. Myślałam, że to dobry pomysł, bo nie zawsze znajduję miejsce w autobusie, a jednak przez godzinę przebijania się przez miasto warto coś robić. Nie wiem czy to głos pana Filipowicza, czy samo nagranie było tak ciche, ale przy większym szmerze nic już nie słyszałam, więc w zasadzie podczas jazdy autobusem, czy chodzenia w pobliżu ulicy o odsłuchu nie było mowy. A w domu nic nie stoi na przeszkodzie, by czytać książki w formie papierowej.
Nawet zmiana słuchawek niewiele pomogła.

Reasumując, warto przeczytać, żeby mieć pełny obraz osoby Wallandera, którego pokochało wiele osób na całym świecie, ale formę audio raczej sobie odpuszczę.


29 lutego 2012

Shit! Rok w brukowcu.

Kiedy dostałam propozycję zrecenzowania tej książki, przystałam na nią z ochotą.
Gazety czytuję namiętnie, a dzienniki pokroju Faktu, czy Superexpressu, choć pomijane przeze mnie, budzą we mnie rozbawienie, zdziwienie, że ktokolwiek to czyta i swego rodzaju "podziw" dla fantazji autorów takich artykułów jak "Pobił matkę suchą krakowską", czy "Poszedł do sklepu i zapomniał masła".
Uznałam, że ciekawie będzie przeczytać relację z pierwszej ręki, gdyż Joanna Żebrowska miała w swojej karierze zawodowej epizod w brukowcu.

Edyta Pióro po skończeniu studiów dziennikarskich marzy o pracy w poważnej gazecie, najlepiej zajmującej się polityką. Niestety, rynek pracy nie jest łaskawy. Dziewczyna trafia do "Hitu" - najbardziej poczytnego brukowca w Warszawowie (swoją drogą trudno się domyślić o jakie miasto chodzi, prawda?).
Tam szybko okazuje się, że do jej zadań nie należy szukanie ciekawych historii, ona ma je po prostu kreować i szukać jeleni, którzy za 50 zł użyczą swojej twarzy dla zilustrowania tych arcyciekawych wydarzeń "z życia wziętych". Kot, który chciał nauczyć się latać, więc pani zrobiła mu spadochron, krwiożercza roślina, która zjadła małą myszkę, dzień szczytowania seksualnego to tylko kilka pomysłów, na jakie wpada redakcja "Hitu".

W międzyczasie Edyta próbuje także poukładać swoje życie osobiste, wyczekując każdego telefonu od swojego chłopaka Rafała, który ma ją głęboko w poważaniu. Spotkałam się z głosami, że bohaterka jest głupia, a bohaterowie przerysowani.
Czy aby na pewno? Rozejrzyjmy się dokoła. Faceci wynajdują lekarstwa na raka, a kobiety czekają na choćby jeden telefon, a gdy to nie następuje, wmawiają sobie, że telefon mu się rozładował, potrącił go autobus, a może skasował mu się niechcący numer.
Samo życie.

Reasumując, jeśli szukacie arcy-ambitnej lektury, odpuśćcie sobie, ale jeśli chcecie głupawo rżeć w autobusie, to książka dla Was. Mnie się przyjemnie czytało i chętnie dałabym książkę tym, którym nie szkoda wydać 1,20 zł codziennie na gazety tego pokroju.
To, co nimi kieruje i jaki jest ich iloraz.. no wiadomo, to temat co najmniej na pracę licencjacką. Niestety, ja już swój mam, ale magisterka jeszcze przede mną :)



29 stycznia 2012

Dziewczynka w zielonym sweterku

źródło: onet.pl - Sweterek znajduje się w Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie
 Krystyna Chiger - jedyna żyjąca spośród "Żydów Sochy"
Tytułowa dziewczynka w zielonym sweterku to Krystyna Chiger, która w książce opisuje swoje wspomnienia z czasów II Wojny Światowej we Lwowie oczami 7- letniego dziecka.
Przed wojną rodzina Chigerów miała własny sklep z tkaninami, mieszkali w dużym mieszkaniu i powodziło im się świetnie do czasu aż w 1939 roku przyszła okupacja sowiecka i stracili wszystko. Mimo to wielu Żydów uciekało na wschód, do Lwowa właśnie, by uciec przed okupacją niemiecką.
W 1941 r. te tereny dostały się pod okupację niemiecką, a wielu Ukraińców witało Wehrmacht kwiatami i okrzykami radości.
Wtedy też rozpoczęły się pogromy Żydów z lwowskiego getta, którego zarządcą był Josef Grzimek.
Ignacy Chiger- ojciec Krysi działał na Grzimka w niewyjaśniony sposób. SS-man zdawał się podziwiać jego upór i odwagę w chronieniu rodziny, ale tym samym Chiger był najbardziej rozpoznawalną postacią w getcie i najbardziej narażoną na niebezpieczeństwo.

Krysia wspomina długie godziny, gdy rodzice wychodzili do pracy, a ona i jej mały braciszek - Paweł spędzali długie godziny w schowkach, budowanych przez ojca w różnych miejscach mieszkania, nie wiedząc, czy tym razem rodzice wrócą cali i zdrowi.
Otarli się o śmierć wiele razy - zawsze cudem udało im się jej uniknąć, cudem, a niekiedy także kosztownościami i złotem.
Życie jakie wiedli razem z innymi Żydami na Zamartynowskiej okazało się niczym w porównaniu z tym, co miało nastąpić. Pewnego wieczoru Grzimek puścił muzykę i kazał tańczyć wszystkim Żydom. Tańczyli, chcieli czy nie, nie wiedząc co oznacza ten ruch. Ignacy miał złe przeczucia i słusznie, ponieważ dzień później rozpoczęła się ostateczna likwidacja getta lwowskiego.

Wtedy też Ignacy postanowił wcielić w życie plan, który uskuteczniał już od jakiegoś czasu, a mianowicie dostać się wykopanym tunelem do kanałów Lwowa, by dać sobie choć cień szansy na przeżycie zagłady.
I tak właśnie poznali Leopolda Sochę - Poldka, który wziął rodzinę Chigerów i wiele innych osób pod swoje skrzydła. Za opłatą zobowiązał się bezpiecznie umiejscowić ich w kanałach i dostarczać żywność i inne niezbędne do przetrwania rzeczy.
Tak zaczęło się prawdziwe piekło i walka o życie, z której wielu nie wyszło cało, płynąc z nurtem podziemnej rzeki Pełtwi.
Żyli w smrodzie, brudzie i wśród szczurów. W tych trudnych warunkach stworzyli jedną wielką rodzinę z określonym planem dnia i podziałem zadań.
Ze wszystkich lwowskich Żydów ocalały tylko 3 pełne rodziny (rodzice plus dzieci), w tym rodzina Chigerów. Z kanałów wyszło 11 osób, uratowanych przez Poldka, który poza korzyścią finansową zdobył coś więcej- wspaniałą przemianę ze złodziejaszka, który dokonał najbardziej znanego wówczas napadu na bank we Lwowie, w  człowieka, który odnalazł to, co w życiu najważniejsze - dobro i miłość.

Polecam każdemu przeczytanie tej pięknej i poruszającej historii, a jeśli już ją czytaliście to informuję, że pamiętnik Ignacego Chigera, o którym wielokrotnie wspomina Krysia został wydany :


 Ta historia została także zekranizowana przez Agnieszkę Holland. Nosi tytuł "W ciemności" i jest polskim kandydatem do Oscara.

25 stycznia 2012

Po sesji



Po sesji - uniwersalny termin powrotu do życia i opanowania świata.
A zatem, do zobaczenia w lutym !