26 listopada 2011

Top 10 - Dear Santa... - wymarzone prezenty





Kiedy przyłączyć się do tej świetnej akcji jak nie teraz? Przedświąteczny klimat wkracza na ulice i do sklepów, a ja z każdą wizytą w księgarni mam ochotę wynieść setki pozycji.
Mikołaju, jeśli to czytasz, to proszę tylko o te 10 ! (Drugie 10 wyślę pocztą w okolicach gwiazdki)
Odkąd mieszkam sama, lubię gotować. No dobra, odkąd mam blender, który robi wiele za mnie :D Przydałaby mi się jakaś książka z ciekawymi i szybkimi przepisami, opatrzona pięknymi fotografiami.



Naukę tego języka planuję już od dobrego roku, może więcej. Niestety na znajomości radzieckich pieśni jak na razie się skończyło. Brak czasu, pewnie i motywacji.

To już nie tajemnica, że kocham Audrey miłością bezgraniczną.
Oglądałam program Martyny na TVN i chętnie przeczytałabym historie jego bohaterek. Martyna urzekła mnie swoim zrozumieniem dla wyborów życiowych, które w naszej części świata nie są powszechne.
Dlaczego Jeden dzień? Nie, nie, nie urzekła mnie fabuła, wspaniały opis i rekomendacje. Urzekł mnie plakat na moim przystanku autobusowym. Moja ukochana Anne i jej buty. Cała fotografia jest tak śliczna, że nie mogę oderwać od niej wzroku. Potem fabuła - intrygująca, chętnie poznam.
Kocham okres II RP, więc taki ładny pakiet na półce jest mi absolutnie niezbędny. Podobało mi się "Życie prywatne elit II RP" i podejrzewam, że z pozostałymi byłoby podobnie, gdyż pan Koper świetnie potrafi oddać klimat epoki.
To chyba nie wymaga komentarza z mojej strony.
Po wywiadzie w magazynie Książki i po opisach tej pozycji jestem jej bardzo ciekawa. Uwielbiam takie mroczne okładki.


Co tu dużo mówić? Rockandrollowy styl życia to coś co lubię :) Może niekoniecznie w moim własnym wykonaniu, ale w wykonaniu dwóch bohaterów mojej listy życzeń. Ich historie zawsze dostarczają mi wiele śmiechu.






Krótko - moja tematyka.
Właśnie kończę lekturę "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety" i chętnie przeczytałabym coś jeszcze. Dodatkowo zachęcają mnie pozytywne recenzje.

24 listopada 2011

Światła września - C. R. Zafon


Lata 30-te, Francja. Po śmierci głowy rodziny pani Sauvelle i dwójce jej dzieci- Irene i Dorianowi, delikatnie mówiąc, nie powodzi się najlepiej. Do pewnego dnia, gdy sąsiad załatwia jej pracę i mieszkanie u fabrykanta zabawek - Larazusa Janna. Wkrótce okaże się, że ten bajkowy świat maszyn i pięknych wnętrz rezydencji Cravenmoore kryje w sobie wiele niebezpiecznych tajemnic.

Zafon już w pierwszych kilku zdaniach wyjaśnia, że to książka dla młodzieży, ale nie tylko do niej skierowana. Mamy tu także elementy fantastyki, a dwie powyższe rzeczy raczej mnie zniechęcają, niż nakłaniają do lektury. Cóż jednak mam zrobić, że Zafon to Zafon? Zakochałam się w nim po Cieniu wiatru, a Marina przypieczętowała moją miłość. Najmniej z dotychczasowych spodobały mi się właśnie Światła września.

Od początku uderza bardzo kwiecisty język i ciekawa fabuła. Obie te rzeczy w połowie książki zaczęły mnie nużyć - akcja, mimo, że przyspieszała z każdą stroną, męczyła. Coś jednak nie pozwoliło mi odłożyć tej książki- chciałam poznać rozwiązanie tajemnicy mrocznego miejsca i jego mieszkańców. Poznałam i... nic.
Nijak nie zniechęciło mnie to jednak do pisarza, gdyż klimat, jaki buduje w swoich powieściach jest niepowtarzalny i, szczerze mówiąc, bardzo chciałabym zobaczyć ekranizację tej książki, a szczególnie rezydencję Lazarusa. Myślę, że przyciągnęłaby ona do kin nie tylko młodzież, ale także wielu dorosłych.

Za egzemplarz bardzo dziękuję wydawnictwu MUZA


20 listopada 2011

Lektor - B. Schlink


Plany były ambitne : przeczytać książkę po raz pierwszy, obejrzeć film po raz drugi, a następnie dodać recenzję porównawczą.
Jestem niestety tylko leniwą sobą i skończyło się na książce, gdyż natłok zajęć skutecznie zabrał mi czas na przypomnienie sobie filmu.
Tytuł coś mi mówił, ale nie wiedziałam co. Dopiero opis z tyłu okładki rozwiał moje wątpliwości: "Tak, to ten film z Winslet". A że film już zapomniałam (to u mnie norma), a wiedziałam, że był świetny, to postanowiłam zobaczyć co mi powie pan Schlink.

A powiedział dużo. Powiedział mi, że nie mam racji, że jest czarne albo białe, bo nie można być trochę w ciąży, pokazał dwie perspektywy, rozterki i trudne wybory.
Akcja rozpoczyna się gdy 15- letni Michael Berg poznaje o wiele starszą od siebie Hannę Schmitz. Zaczynają maraton przygód seksualnych, zawsze poprzedzonych czytaniem dzieł wielkich tego tego świata. Ona ucieka.
Ponownie spotykają się na sali sądowej - on student prawa, ona oskarżona w procesie, dotyczącym zbrodni wojennych. Powiedzenie prawdy o sobie narazi ją na niewyobrażalny wstyd, kłamstwo zaprowadzi do więzienia na długie lata.

Co wybierze i jak się potoczą ich losy? Pewnie to wiecie, a jeśli nie, to warto się dowiedzieć. Pewnie mocno to spłyciłam, ale to dlatego, że nigdy nie chcę Wam pisać za dużo. Uważam, że Schlink dobrze sobie poradził z tematem wojny i rozliczeń nie tylko zbrodniarzy niemieckich, ale też narodu niemieckiego, który nie przeszedł nad wszystkim do porządku dziennego. Pozostał mi jednak jakiś niedosyt. Może, gdy dłużej nad tym pomyślę, dojdę do tego czego mi tu brakowało. Może trochę filozoficznych rozważań? Tak, to mogłoby być to.

9 listopada 2011

Chlib kulikowski. Tylko dla Lwowian - M.Hemar




Podczas ostatniej wizyty w bibliotece naszła mnie ochota na odrobinę poezji. Postanowiłam sięgnąć po mojego ulubionego Herberta po raz któryś z kolei, ale coś innego przykuło moja uwagę. "Tylko dla lwowian" Mariana Hemara. Nazwisko nic mi nie mówiło, ale tytuł spowodował, że wzięłam w ciemno i dobrze, bo pana Hemara znałam, choć nie wiedziałam o tym. A to za sprawą pewnej piosenki, której słów jest autorem :


Ta mała książeczka, mieszcząca się w kieszeni ma w sobie potężna dawkę miłości do Lwowa, ale także tęsknoty za tym polskim miastem, oddanym ZSRR. Lekkie pióro, wiersze zabawne, smutne, ironiczne.
Szczególnie spodobał mi się jeden, akurat na listopad, gdyż 1.11 miała miejsce rocznica obrony Lwowa :

Pogódźcie się, panowie, za sprawą poety.
My przychylimy ucha waszej roztropnej radzie:
Będziemy wspominali Lwów tylko w listopadzie.
Ale wy nam przebaczcie także, że niestety,
Kalendarz lwowski innych trzyma się układów:

Że my mamy dwanaście w roku listopadów.